Pierwsza Wojna Światowa

  • szt.
  • 69,90 zł
  • Niedostępny

Nakład wyczerpany. Nie ma możliwości zakupu książki.

 

Martin Gilbert należy do najwybitniejszych brytyjskich historyków. Od 1955 do 1957 roku odbywał służbę wojskową, następnie uzyskał dyplom z historii współczesnej. Jako asystent Rudolpha Churchilla prowadził prace nad biografią sir Winstona Churchilla. W swojej obszernej historii pierwszej wojny światowej autor łączy kwestie polityczne, dyplomatyczne, militarne i cywilne; przedstawia wydarzenia, nie opowiadając się po żadnej ze stron. Przewijającym się nieustannie na kartach tej książki motywem jest cierpienie milionów i heroizm jednostki.

Rok wydania: 2003
Stron: 624
Oprawa: twarda z obwolutą
Format: 165x230
Pakowanie: 8
Tłumacz: Stefan Amsterdamski

Spis treści i fragment tekstu:


Spis treści


Spis map . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9
Spis fotografii  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11
Wprowadzenie  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15
Podziękowania  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23
91. Preludium wojny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25
92. "Oszaleli z radości" . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 41
93. Pierwsze starcie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 60
94. Od Mons do Marny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 79
95. W okopach. Początek wojny pozycyjnej . . . . . . . . . . . . . . . . . . 100
96. Pierwsze święta Bożego Narodzenia: "błoto, szlam i robactwo" . . . . . . . . . 121
97. Impas i poszukiwanie wyjścia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 144
98. Lądowanie na Gallipoli . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 165
99. Ententa w niebezpieczeństwie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 172
10. Sukcesy państw centralnych  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 193
11. Dalsze porażki ententy  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 212
12. "Ta wojna skończy się pod Verdun" (kajzer)  . . . . . . . . . . . . . . . . 239
13. "Europa oszalała. Świat oszalał" . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 258
14. Bitwa nad Sommą: "To będzie krwawa jatka"  . . . . . . . . . . . . . . . 272
15. Wojna na wszystkich frontach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 295
16. Nasilenie działań  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 313
17. Wojna, dezercja, bunty  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 336
18. Impas na zachodzie, wrzenie na wschodzie  . . . . . . . . . . . . . . . . 354
19. Bitwa o Pashendale. Rewolucja w Rosji . . . . . . . . . . . . . . . . . . 374
20. Warunki wojny i pokoju . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 386
21. Państwa centralne o krok od zwycięstwa . . . . . . . . . . . . . . . . . . 403
22. Ostatnia niemiecka wielka jatka  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 415
23. "Bić się, bić się, wszystko inne nieważne" (Foch) . . . . . . . . . . . . . . 425
24. Kontrofensywa sprzymierzonych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 439 
25. Przełom . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 461
26. Klęska państw centralnych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 479 
27. Rozejm  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 501
28. Rokowania pokojowe i pamięć  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 509 
29. "Ku czci towarzyszy broni" . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 528
Bibliografia  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 546
Mapy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 557
Indeks  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 000

 

 

Wprowadzenie

 

Podczas pierwszej wojny światowej straciło życie ponad 9 milionów żołnierzy, marynarzy i lotników. W wyniku okupacji, bombardowań, głodu i chorób zginęło, jak się szacuje, pięć milionów cywili. Masowa rzeź Ormian w 1915 roku i epidemia grypy, która wybuchła jeszcze przed końcem wojny, stanowiły jej skutki uboczne. Ucieczka Serbów z ojczyzny pod koniec 1915 roku to kolejny straszliwy epizod, w którym postradało życie bardzo wielu cywili; podobne następstwa miała morska blokada Niemiec: zapłaciło za nią życiem 750 tysięcy niemieckich obywateli.
W latach 1914-1918 toczyły się dwie różne wojny. Pierwsza to walka zbrojna żołnierzy, marynarzy, lotników i ludności cywilnej w krajach okupowanych; czas masowych cierpień, zwłaszcza w okopach. Drugą toczyły gabinety wojenne, władcy, propagandziści i ideolodzy pełni politycznych i terytorialnych ambicji; wyznaczali oni przyszłość imperiów, państw i narodów w nie mniejszym stopniu niż ludzie walczący na frontach. Były okresy, zwłaszcza lata 1917 i 1918, kiedy walka zbrojna splatała się z wojną ideologiczną powodując rewolucje, kapitulacje oraz wyłanianie się nowych sił państwowych i politycznych. Wojna zmieniała mapę i przyszłość Europy w takim samym stopniu, w jakim raniła jej ciało i duszę.
Jeszcze jako uczeń, tuż po drugiej wojnie światowej, interesowałem się pierwszą wojną, choć skończyła się 27 lat wcześniej. Szkolny portier, znany jako woźny Johnson, niegdysiejszy marynarz floty królewskiej, weteran morskiego ataku na Zeerbrugge w 1918 roku, przedstawiony został, jak mówiono, do orderu za okazane tam męstwo. Dyrektor szkoły, Geoffrey Bell, człowiek o przekonaniach pacyfistycznych, które wpajał chłopcom, otrzymał Krzyż Wojenny za zasługi na froncie zachodnim. Jeden z moich pierwszych nauczycieli historii, A.P. White, również walczył na froncie; miał zwyczaj chodzić tam i z powrotem po klasie, nucąc wojskowe piosenki. Kiedy podjąłem pracę nad tą książką, opublikowano jego listy z frontu świadczące o cierpieniach, jakich doznał, i o niezwykłej wrażliwości. Starszy brat mego ojca, stryj Irving, walczył nad Sommą. Chłopcom w rodzinie zakazano pytać go o wspomnienia, tak bardzo były dla niego bolesne.
Podczas mojej służby wojskowej w latach 1954-1955 wciąż pamiętano o pierwszej wojnie światowej. Wiltshires, pułk piechoty w którym służyłem, w październiku 1914 roku stracił jeden batalion pod Reutel na przedpolu Ypres; tysiąc ludzi wówczas poległo, a ci, co przeżyli, dostali się do niewoli; drugi batalion został zmieciony dosłownie w kilka minut na stokach Chunuk Bair na półwyspie Gallipoli; trzeci wreszcie dostał się pod ogień niemieckich dział okrętowych pod Salonikami w 1917 roku. Podczas mych badań, niezależnie od tego, czy ich przedmiotem było Imperium Brytyjskie w Indiach pod koniec ubiegłego stulecia czy ustanawianie władzy radzieckiej na Ukrainie w latach dwudziestych, nieustannie miałem w myślach tę wojnę. Mój promotor, C.C. Davies, specjalista od historii Indii, został ranny na froncie zachodnim i wciąż cierpiał z powodu tamtych ran. Na początku lat sześćdziesiątych badania z zakresu geografii historycznej zawiodły mnie do mieszkania Arnolda Toynbeego w Londynie. Na obramowaniu kominka widniały fotografie kilkunastu młodych ludzi w mundurach. Spytałem kim są. Powiedział, że to najbliżsi koledzy, z którymi studiował na uniwersytecie w 1914 roku; wszyscy zginęli na froncie.
Przez kilka dziesięcioleci podróże wiodły mnie do rejonów i miejsc związanych z wojną. W 1953 roku za zachętą jednego z mych nauczycieli, Alana Palmera, wędrowałem po terenach, gdzie pamiątki po wojnie świadczyły o zgoła różnych na nią spojrzeniach. Byłem w Wiedniu, gdzie Hofburg i Ballhausplatz przypominały o starzejącym się cesarzu i jego ministrach spraw zagranicznych. Byłem też w Lublanie (dawniej Leibach), jednym z tych miast, których słowiańska ludność dążyła do niezależności od Austrii, tamtejszych żołnierzy irytowało to, że mają bronić imperium Habsburgów. Wreszcie odwiedziłem Wenecję, której w 1917 roku groziło wkroczenie Austriaków.
W czerwcu 1957 roku w Sarajewie stanąłem w miejscu, z którego Gavrilo Princip strzelał do austriackiego arcyksięcia. Za czasów komunistycznego reżimu w Jugosławii czczono go jako jednego z pierwszych bojowników o niepodległość. Betonowy obelisk upamiętniał czyn, który pogrążył Europę w czteroletnim krwawym konflikcie. Tego samego roku w Belgradzie spoglądałem na drugi brzeg rzeki, skąd pierwszego dnia wojny Austriacy bombardowali serbską stolicę. Dziesięć lat później wybrałem się wraz z ojcem tam, gdzie przebiegał front zachodni. Zatrzymaliśmy się najpierw w Arras, aby odwiedzić położone na wschód od miasta cmentarze, będące pamiątką po bitwie z 1917 roku; później pojechaliśmy do Ypres, gdzie u bramy Menin przysłuchiwaliśmy się werblom wybijanym co wieczór o ósmej przez dwóch miejscowych strażaków.
Podczas tej ceremonii w mieście ustaje wszelki ruch. Jej koszty są częściowo pokrywane ze środków podarowanych przez Rudyarda Kiplinga, którego syn zginął pod Ypres. Na murach i kolumnach monumentalnej bramy wyryte są nazwiska 54 896 brytyjskich żołnierzy pochowanych w bezimiennych grobach; oddali tu życie między październikiem 1914 a połową sierpnia 1917 roku. Na kamieniu widać szczerby po pociskach z czasów drugiej wojny światowej. Ostatni kamieniarze wykuwający nazwiska poległych pracowali tam jeszcze w maju 1940 roku, kiedy do miasta wkraczała armia niemiecka. Ewakuowano ich do Anglii.
Od bramy szliśmy z mapami w ręku przez teren, gdzie wtedy ciągnęły się okopy; czytaliśmy sprawozdanie z walk pióra generała Edmondsa, listy i wspomnienia żołnierzy oraz wiersze. Jak wszyscy odwiedzający, staliśmy w milczeniu przed Tyne Cot Memorial w Passchendaele, gdzie wyryte są nazwiska kolejnych 34 888 żołnierzy poległych tu między połową sierpnia 1917 roku a końcem wojny w listopadzie 1918 roku. Grzebiąc ich, nie znaleziono niczego, co pozwoliłoby zidentyfikować zwłoki. Na cmentarzu jest ponad 11 tysięcy indywidualnych grobów. Równo przystrzyżona trawa, starannie utrzymane klomby i pięćdziesiąt starych drzew nie mogą zatrzeć wrażenia wywołanego ogromną liczbą nazwisk i mogił. Niedaleko stąd, w Meninie, tylko przez miesiąc będącym w rękach Niemców, również znajduje się cmentarz wojskowy; pochowano tam 48 049 niemieckich żołnierzy.
Piętnaście lat po wizycie w Sarajewie, miejscu zabójstwa arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, udałem się na leśną polanę w okolicy Rethondes we Francji, by obejrzeć replikę wagonu, w którym Niemcy podpisali kapitulację w 1918 roku. Zgodnie z żądaniem Hitlera, w 1940 roku w tym samym wagonie kapitulację podpisali Francuzi. Wiele wątków łączących obie wojny przypomina, że dzieliło je zaledwie 21 lat. Wielu z tych, którzy walczyli w pierwszej - Hitler, Churchill, de Gaulle, Rommel, Żukow, Montgomery czy Gamelin - było dowódcami podczas drugiej. Inni, jak Ho Szi Min, który jako ochotnik służył we francuskiej armii i został ranny na froncie zachodnim, uzyskali rozgłos w latach powojennych.
W 1957 roku zwiedziłem tereny walk na granicy rosyjsko-tureckiej i miasta, w których w pierwszym roku wojny zmasakrowano tysiące Ormian. Dziesięć lat później znalazłem się na wojskowym cmentarzu w Gazie. W obawie przed trzęsieniem ziemi stawiano tam niskie nagrobki. Mówi się o tysiącach żołnierzy poległych w jednej z najkrwawszych brytyjsko-tureckich bitew. Odwiedziłem też miejsce pod Jerozolimą, gdzie dwaj żołnierze brytyjscy, którzy rankiem wybrali się na poszukiwanie jaj, spotkali delegację księży, imamów i rabinów, którzy zamiast żywności obdarowali ich aktem kapitulacji Świętego Miasta. Począwszy od 1969 roku przez trzy kolejne lata jeździłem na półwysep Gallipoli, gdzie na plażach, w wąwozach i na wzgórzach czytałem na głos dwutomową urzędową historię Aspinalla-Oglandera oraz inne prace. Uderzający jest kontrast między pięknem i zaciszem tego miejsca a bitewną wrzawą panującą tu w 1915 roku.
Podczas pracy nad biografią Winstona Churchilla czytałem, również na głos, jego codzienne listy do żony z frontu zachodniego. Pisał w nich o wytrwałości tych, którzy nie mogli, jak on, powrócić po sześciu miesiącach do wygód londyńskiego życia. Osiem lat przed wybuchem pierwszej wojny światowej Churchill na zaproszenie cesarza obserwował manewry niemieckiej armii w Würzburgu. Pisał wówczas w prywatnym liście do żony: "Wprawdzie wojna mnie pociąga, a jej potężna siła fascynuje mój umysł, lecz z roku na rok coraz bardziej czuję, i odczuwam to także tutaj, oglądając te wojska, - jakżeż podłym, wstrętnym szaleństwem i barbarzyństwem jest to wszystko"*.
W 1991 roku, parę miesięcy po upadku żelaznej kurtyny, pojechałem na niepodległą już Ukrainę. Zwiedziłem stare austriackie koszary w granicznym niegdyś miasteczku Brody; w 1914 roku, w okresie swych początkowych sukcesów, zajęła je rosyjska armia; rok później wyparto ją stamtąd. Mimo decyzji Lenina i bolszewików o wycofaniu się z wojny w 1918 roku, walki na wschodnim froncie trwały dwa lata dłużej niż na zachodnim z powodu wojny domowej i wojny polsko-radzieckiej. Na drodze z Brodów do Lwowa minąłem wielki, wykuty z brązu pomnik kawalerzysty triumfalnie wskazującego palcem kierunek na Warszawę. (Ciekawe, czy stoi tam nadal?) Miał upamiętniać bolszewicką próbę podporządkowania sobie Polski. Jednakże Rosjanie walczyli i ginęli nadaremnie. Kilkakrotnie stawałem przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie; inaczej niż podobne pomniki w Opactwie Westminster czy pod Lukiem Triumfalnym w Paryżu, wystawiony jest nie ku czci nieznanego żołnierza poległego w pierwszej wojnie światowej, lecz nieznanych ofiar wojny polsko-bolszewickiej.
W ciągu ostatnich czterdziestu lat wielu żołnierzy opowiadało mi o swych doświadczeniach na różnych frontach. W latach 1954-1955 odwiedziłem wielu weteranów pierwszej wojny światowej. W toku badań historycznych, które podjąłem w 1960 roku, spotkałem wielu byłych żołnierzy, marynarzy i lotników z różnych armii uwikłanych w konflikt. Ich wspomnienia oraz zachowane listy i dokumenty pozwalały mi wejrzeć w przeszłość. Taką samą rolę odegrały zachęty sir Johna Wheelera-Bennetta, jednego z historyków pierwszej wojny światowej, oraz trzech moich starszych kolegów - Alistaira Hardy'ego, Hugona Dysona i Michaela Polanyiego - których poznałem, gdy w 1962 roku wstąpiłem do Merton College w Oxfordzie. Wszyscy oni - Hardy i Dyson jako żołnierze, Polanyi jako lekarz w armii austro-węgierskiej - byli świadkami najbardziej wzniosłych i najstraszliwszych epizodów wojny.
Pracując nad biografią Churchilla, zetknąłem się z generałem Savorym, który służył na półwyspie Gallipoli; kazał mi dotknąć palcem dziury, którą pozostawiła w jego czaszce turecka kula. Służył następnie w Mezopotamii i na Syberii. Lotnik, Richard Bell Davies, który również walczył na Gallipoli i został tam odznaczony Krzyżem Zwycięstwa, wyciągnął z portfela kawałek papieru toaletowego z czasów wojny z wydrukowanym na nim portretem niemieckiego cesarza i podpisem "Wysraj się na mnie".
Dwaj inni żołnierze, którzy służyli na froncie zachodnim, obdarzyli mnie przyjaźnią od pierwszych tygodni znajomości i podarowali mi swe dzienniki. Jednym z nich był francuski malarz Paul Maze, odznaczony DCM, MM* z poprzeczką oraz francuskim Krzyżem Wojennym; po wojnie mieszkał w Anglii, a później we Francji, skąd uciekł, kiedy w 1940 roku Niemcy wkroczyli do Paryża. Przez cztery lata służył na froncie zachodnim jako oficer wywiadu, był świadkiem wszystkich brytyjskich ofensyw. Drugim był brytyjski polityk, generał-major sir Edward Louis Spears, odznaczony MC**; po I wojnie światowej wszedł do parlamentu, a w czerwcu 1940 roku wywiózł de Gaulle'a do Anglii. Zarówno Maze, jak i Spears w swych książkach i rozmowach potrafili odmalować działania we Flandrii, nastroje i nadzieje żołnierzy oraz niebezpieczeństwa czteroletniej drogi od wybuchu wojny w 1914 roku do zawieszenia broni w roku 1918.
W dniu pełnym wspomnień, 3 września 1976 roku, jadłem lunch z Anthonym Edenem (wówczas hrabią Avon) w jego domu w Wiltshire. Opowiadał o epizodach drugiej wojny światowej, która wybuchła właśnie 37 lat wcześniej. Podczas działań w Birmie w 1945 roku poległ jego syn Simon, oficer Royal Air Force. Rozmawialiśmy o brytyjskiej decyzji przyjścia z pomocą Grecji w 1941 roku oraz o groźbie klęski Rosjan i separatystycznego porozumienia pokojowego Stalina z Hitlerem w 1942 roku.
W naszej rozmowie wielokrotnie powracaliśmy do wydarzeń pierwszej wojny światowej, między innymi do brytyjskiej decyzji okazania pomocy Serbii w 1915 roku (z tego samego portu w Salonikach, z którego w 1941 roku wyruszono na pomoc Grecji) oraz do wycofania się Rosjan z wojny w 1917 roku. Jednym z najżywszych wspomnień Edena była śmierć brata, który zginął w bitwie jutlandzkiej. Nicolas Eden, dowódca wieży strzelniczej na Indefatigable, miał wówczas szesnaście lat.
Korespondencyjną oraz osobistą pomoc w pracy nad biografią Churchilla okazał mi również Harold MacMillan. Ale dopiero podczas pisania niniejszej książki dowiedziałem się, że jego niezborny charakter pisma, drżenie ręki i lekkie powłóczenie nogą były skutkiem ran odniesionych na froncie w 1916 roku.
Moje podróże przekonały mnie, że nie ma w Europie takiego rejonu, w którym nie byłoby pamiątek i pomników związanych z pierwszą wojną. Warszawa i Lille, Bruksela i Belgrad w obu wojnach zaznały nieszczęścia okupacji. Zewsząd - z Pragi i Budapesztu, Berlina i Wiednia, Konstantynopola i Aten, Paryża i Rzymu, Londynu i Nowego Jorku, Kapsztadu i Bombay'u - wyjeżdżały na front dywizje, a ci, którzy powrócili, odnaleźli swe miasta, przynajmniej w Europie, pogrążone w nędzy i smutku, które wyparły wcześniejszy krótkotrwały entuzjazm. W każdym mieście pomniki mówią o poniesionych stratach. Podróżując, wszędzie studiowałem opisy i ikonografię wojny. Zarówno indywidualne groby żołnierzy oraz cywili, jak i pomniki będące świadectwem śmierci ponad pół miliona koni na terenie walk i 15 tysięcy w drodze na front - wszystko to świadczy o poniesionych stratach i stanowi wymowną, czasem piękną, a czasem groteskową. Zamieszczone na nich dedykacje - przykładem niech będzie wystawiony w 1936 roku kanadyjski pomnik na wzgórzu Vimy - na nowo przywołują wspomnienia. Nawet po drugiej wojnie światowej podczas defilad w rocznicę zawieszenia broni największe wrażenie wywierali obwieszeni medalami weterani poprzedniej wojny. W 1974 roku w Boulogne przypatrywałem się defiladzie kombatantów obu wojen; na jej czele dumnie kroczył uczestnik bitwy nad Marną sprzed sześćdziesięciu lat.
Wojna to bitwy i codzienne komunikaty z frontu, ale echem żołnierskich kroków były bunty, strajki i rewolucje oraz trud milionów ludzi w fabrykach i batalionach pracy. Dodatkowe niebezpieczeństwo dla walczących stanowił iperyt. Łodzie podwodne posyłały na dno tysiące marynarzy statków handlowych, żołnierzy i cywili. Lotnicze naloty terroryzowały ludność. Miliony ludzi na tyłach cierpiały głód i niedostatek.
W moich badaniach dotarłem do książek, w których ważne miejsce zajmowała pierwsza wojna światowa. Należy tu wymienić między innymi pracę Sir Horace'a Rumbolda pt. The Portrait of a Diplomat [Portret dyplomaty] mówiąca o wybuchu wojny z perspektywy brytyjskiego dyplomaty w Berlinie; III i IV tom autobiografii Churchilla, poświęcone Dardanelom, frontowi zachodniemu i zaopatrzeniu wojennemu; The Atlas of the First World War [Atlas pierwszej wojny światowej] zdający sprawę z kampanii na wszystkich frontach. O wpływie wojny na arabskie i żydowskie aspiracje na Bliskim Wschodzie traktują trzy rozdziały rozprawy Exile and Return; The Struggle for a Jewish Homeland [Wygnanie i powrót: walka o żydowską ojczyznę]. Wpływ wojny na traktaty pokojowe i lata międzywojenne omawia opublikowany przeze mnie w 1964 roku zbiór dokumentów Britain and Germany Between the Wars [Wielka Brytania i Niemcy między wojnami].
Kiedy w 1964 roku złożyłem w wydawnictwie w Oxfordzie rękopis książki The European Powers [Mocarstwa europejskie], poprosiła mnie o spotkanie jego szefowa, Pani Wawerka. W swojej książce przypisałem Austrii część odpowiedzialności za wybuch wojny; teza ta zdziwiła ją i zainteresowała. Urodziła się i kształciła w Austrii. Jako Żydówka musiała opuścić ten kraj w 1938 roku; była przekonana, że Austria nie ponosi winy za wybuch wojny, a odpowiedzialni za nią (co powinienem był stwierdzić) są Rosjanie i Serbowie.
To spotkanie wywarło na mnie duże wrażenie, podobnie jak opowieści pani Wawerki o głodzie panującym w Wiedniu po wojnie oraz jej przekonanie o niesprawiedliwości powojennych traktatów, które zdemontowały cesarstwo Habsburgów.
Zdaniem niektórych pierwsza wojna światowa była karą i wymierzeniem sprawiedliwości; dla innych - wojną o zakończenie wojen. Już sama nazwa wskazywała na jej bezprecedensową skalę. Po niej przyszła jednak następna, jeszcze bardziej niszczycielska, oraz inne "małe" wojny na całym świecie. W styczniu 1994 roku na kuli ziemskiej trwały 34 konflikty zbrojne. Pierwsza wojna światowa jest powracającym wątkiem w dyskusjach na ich temat. 26 grudnia 1996 roku, kiedy pisałem tę książkę, dziennikarz brytyjskiej telewizji, komentując brak zawieszenia broni w Bośni podczas świąt Bożego Narodzenia donosił: "Wypełnione błotem okopy przypominają pierwszą wojnę światową". Pokazany na ekranie okop nie był ani szczególnie zabłocony, ani zalany wodą, ani też nie znajdował się pod ostrzałem. Ale wyobrażenia o tamtej wojnie przetrwały 80 lat i kilka pokoleń. Stosunkowo krótki okres - wojna trwała cztery lata i trzy miesiące - zadziwił, zainspirował i zatrwożył ludzi na całe stulecie.
Niektóre zmiany polityczne wywołane pierwszą wojną światową były równie destrukcyjne jak ona sama, i dla ludzkiego życia, i dla wolności, oraz przedłużyły panowanie tyranów o ponad pół wieku. Niektóre wyznaczone wówczas granice zrodziły trwające długie lata krzywdę i są po dziś dzień przedmiotem sporów i konfliktów.
W 1923 roku Rudyard Kipling pisał w przedmowie do swej książki The Irish Guards and the Great War [Irlandzcy strażnicy i Wielka Wojna]: "Jedyne, co dziwi kronikarza, to to, że z wiru wojny można wydobyć jakiś pewny fakt". Ponieważ pierwsze strzały padły 80 lat temu, przedmiotem badań stały się zarówno najważniejsze wydarzenia tej wojny, jak i jej niejasne epizody oraz zagadki. Moja książka jest próbą przekazania własnych badań, lektur, uczuć i osobistego poglądu na wydarzenia, które, jak holocaust, pozostawiły blizny na ciele Zachodu. Jest ona również opowieścią o jednostkach uwikłanych w dzieje powszechne, w strategie i rozkazy dowódców,
Gdyby losom każdego z 9 milionów ludzi, którzy polegli podczas I wojny światowej, poświęcić choćby jedną stronicę, opis ich wojennych czynów, cierpień i nadziei oraz ich przedwojennego życia i miłości wypełniłby 20 tysięcy książek o tej objętości co niniejsza. Trudno jest opowiadać o cierpieniach jednostek w ramach historii powszechnej, jednak każdy historyk próbuje to uczynić. 3 grudnia 1993 roku uderzyły mnie trzy krótkie zdania zamieszczonej w Jerusalem Post recenzji Meira Ronnenana na temat dwóch książek o pierwszej wojnie światowej: "W latach 1914-1918 w błotach Flandrii zginęły lub cierpiały miliony. Kto o nich pamięta? Nawet nazwiska wyryte na nagrobkach są nazwiskami nieznanych żołnierzy".
Żadna książka nie odda im sprawiedliwości, choć wielu wyśmienitych autorów próbowało to uczynić. Należy tu wymienić między innymi pracę Lyna Macdonalda oraz Stephanie Audouin-Rouzeau (tę właśnie recenzował Meir Ronnen; druga to biografia poety Isaaca Rosenberga, który zginął w działaniach wojennych w kwietniu 1918 roku). Chciałem, by w mojej książce indywidualne cierpienia stanowiły integralną część globalnej narracji o wojnie.

Martin Gilbert
Merton College
Oxford
20 czerwca 1994 roku.

 

 

Podziękowania

 

Wiele osób zachęcało mnie przez lata do badania rozmaitych aspektów pierwszej wojny światowej lub wskazywało mi mało znane książki na ten temat. Charles Mahjoubian, który przeżył masakrę Ormian, namawiał mnie, bym włączył to zagadnienie do swojej opowieści. Dwaj moi doktoranci, Martin Ceadel i John Turner wybrali pierwszą wojnę światową jako przedmiot swych badań. Obaj opublikowali książki, za które wszyscy badacze tego okresu są im wdzięczni nie mniej niż ich promotor. Wielką pomocą była mi rozprawa doktorska mego przyjaciela Larry'ego Arnna, [Winston Churchill jako Minister Zaopatrzenia].
Moją wiedzę faktograficzną oraz znajomość bibliografii wzbogacili liczni przyjaciele, między innymi Clinton Bailey, David Harman, Zena Harman, Jeffrey Siegel, Sarah Meron i Simon Broadbent. Erich Siegel był, jak zwykle, moim przewodnikiem po literaturze klasycznej. Skorzystałem również z informacji, które przekazali mi: J.W. Bakewell, dr Vojtech Blodig (z Theresienstadt Museum), I.L. Buxton, Andrew Baker, Robert Craig, sir Brian Fall, Martin Greenwood (asystent kuratora z Kenwood House), Bruce Gaynor, J.P. Gee (z Komisji ds. grobów wojennych), Julie Kessler, Michael Levine, Len Mader (z Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Handlu Kanady), T.P. Penfold (z Komisji ds. grobów wojennych), J.P. Rudman (archiwista z Uppingham School), pułkownik William E. Ryan Jr. (z Amerykańskiej komisji ds. pomników wojennych w Waszyngtonie), Jean Saunders , dr Harry Shukman, Chris Thomas (z Bank of England Reference Library), sir David Williams, Georgina Wilson oraz Claremont Institute w Kalifornii. Jestem ponadto wdzięczny profesorowi Olegowi Rzeszewskiemu z Moskwy oraz Pauline Underwood (z wydawnictwa Macmillan Press). Podobnie jak każdy, kto korzystał a archiwów rządu Wielkiej Brytanii, wdzięczny jestem kustoszowi i pracownikom Public Record Office w Kew.
Fragmenty z Testament of Youth Very Brittain cytowane są za zgodą jej literackiego spadkobiercy Paula Berry'ego oraz Victor Gollanez Ltd (na wydania brytyjskie) i Virago Press w Londynie (na wydania amerykańskie). Wdzięczny jestem za zgodę na cytowanie poezji: George'owi Sassoonowi (wiersze Siegfrieda Sassona ze zbioru Collected Poems 1908-1956, Faber & Faber); A.P. Wattowi (wiersz A.P. Herberta); Macmillan Publishers Ltd (poemat E. Hiltona Younga ze zbioru A Muse at Sea, Sidgwick & Jackson); oraz David Higham Associates (wiersz Herberta Reada ze zbioru Selected Poetry, Faber & Faber).
Wszystkie fotografie zamieszczone w tej książce odnalazłem w Robert Hunt Library. Wprowadził mnie do niej Graham Mason, kiedy pisałem historię drugiej wojny światowej; on też umożliwił mi swobodne korzystanie z jej przebogatych zbiorów dotyczących pierwszej wojny. W spisie ilustracji wymieniono właścicieli praw autorskich. Mapy na podstawie moich szkiców sporządził Tim Aspden; to jego kartograficznym zdolnościom zawdzięczają one przejrzystość. Maszynopis całości przeczytał mój dawny nauczyciel Alan Palmer. Podobnie jak moje szkolne wypracowania sprzed czterdziestu lat, także ten tekst zyskał wiele dzięki jego uwagom. Równie cenne okazało się wprawne oko dr A.J. Peacocka, wydawcy Gun Fire. A Journal of First World War History. Ben Helfgott przekazał mi liczne uwagi stylistyczne i rzeczowe. Korektę wydania brytyjskiego wykonał Chris Bessant, a wydania amerykańskiego - Arthur Neuhauser; obydwu dziękuję za uwagę i wysiłek. Ionowi Trewinowi oraz Benjaminowi Buchanowi z wydawnictwa Weidenfeld and Nicolson dziękuję za uwagi dotyczące treści. Rachelle Gryn oraz Kay Thomson sprawdzili wiele wątpliwych faktów oraz byli pomocni w prowadzeniu korespondencji. Susie Gilbert, tak jak przy wszystkich moich pracach, czuwała nad całością tekstu.

 

 

 

 


Rozdział 1

Preludium wojny

 

 

Politycy, pisarze i filozofowie w pierwszej dekadzie XX wieku często mówili o wojnie między wielkimi mocarstwami. Jednakże nie bardzo zdawano sobie sprawę z różnicy między wojną europejską a wyprawą kolonialną. Wiedziano o szybkich zwycięstwach przeważających sił nad dalekimi, słabymi przeciwnikami, o wyższości karabinów maszynowych nad maczugami czy nowoczesnych dział okrętowych nad przestarzałymi armatami. Choć konflikty te mogły się wydawać przerażające, mieszkańcy metropolii nie mieli poczucia zagrożenia.
Dlaczego właściwie mieliby się obawiać wojny w Europie? Na krótko przed jej wybuchem, w 1914 roku francuski pułkownik, który był nastolatkiem, kiedy w 1870 roku Niemcy najechali Francję, przysłuchiwał się grupie młodych oficerów pijących za zwycięstwo w wojnie i śmiejących się na myśl o konflikcie. Zepsuł im wesoły nastrój, pytając: czy sądzicie, że wojna jest zawsze zabawna, toujours drôle? Nazywał się Henri-Philippe Pétain. Dwa lata później pod Verdun był świadkiem jednej z największych wojennych rzezi w XX wieku.
Francuscy żołnierze, którym zepsuł humory, byli dziedzicami tradycyjnej francusko-niemieckiej wrogości, która osiągnęła kulminację 11 maja 1871 roku. Tego dnia w hotelu Swan we Frankfurcie nad Menem niemiecki kanclerz Otto von Bismarck podpisał traktat przekazujący Niemcom całą Alzację i znaczną część Lotaryngii. Tego dnia w okupowanym przez Niemców mieście Metz salwy armatnie czciły zwycięstwo. Jak pisał brytyjski historyk w 1931 roku, tego dnia w jezuickim College of St Clement "salwy te nie wymagały interpretacji. Chłopcy stanęli jak wryci. Przełożony krzyknął tylko "mes enfants!" i, niezdolny wykrztusić z siebie nic więcej, spuścił głowę i złożył ręce jak do modlitwy". Jednym z uczniów był 19-letni wówczas Ferdinand Foch, niepocieszony, że doszło do klęski, zanim on mógł pójść na front.
Nie każdego w świeżo zjednoczonych Niemczech zadawało zwycięstwo nad Francją. Niektórym marzyła się potęga przemysłowa. Pragnienie ekspansji kolonialnej, osiągnięcia potęgi morskiej co najmniej równej brytyjskiej, uzyskania wpływów w świecie islamu potęgował niemiecki kompleks niższości. Niemcy, zjednoczone w 1870 roku, opóźnione jak się wydawało, w wyścigu o potęgę i wpływy, pragnęły szacunku należnego mocarstwu. O potrzebie kolejnej wojny oraz o budowaniu potęgi wojskowej niezbędnej do zwycięstwa mówiła opublikowana w 1912 roku książka Germany and the Next War [Niemcy i następna wojna] pióra emerytowanego oficera kawalerii Friedricha von Bernhardiego. W 1870 roku jej autor wkraczał jako zwycięzca do Paryża. W swej książce powiadał, że Niemcy muszą albo wygrać kolejną wojnę, albo zaniechać marzeń o światowej potędze. "Prawem natury, na którym opierają się wszystkie inne prawa - pisał - jest walka o byt". Wojna jest "koniecznością biologiczną". Młodszym od niego o czterdzieści lat niemieckim żołnierzom dane było wkrótce sprawdzić tę teorię, ginąc na polach bitew.
Wojna 1870 roku była ostatnim w XIX wieku konfliktem zbrojnym między europejskimi mocarstwami. Pod Sedanem zginęło po 3 tysiące żołnierzy każdej ze stron. W spowodowanym przez wojnę konflikcie wewnętrznym we Francji sami Francuzi rozstrzelali w Paryżu ponad 25 tysięcy komunardów. Przykład ten potwierdzał, że wojny oraz ich konsekwencje są nieprzewidywalne, a nawet niebezpieczne, i kosztują tysiące istnień. Po roku 1870 w Niemczech, we Francji, w Belgii i Wielkiej Brytanii głoszono własną legendę o wojnie, porażce i rzezi za morzami. Setki angielskich żołnierzy, a wśród nich syn Napoleona III, poległo z rąk Zulusów w bitwie pod Isandlwaną i po niej. Pułkownik Joffre poprowadził francuskie oddziały przez Saharę na podbój Timbuktu. Pod koniec stulecia podczas międzynarodowej ekspedycji przeciwko powstaniu bokserów w Chinach ze swej bezwzględności zasłynął niemiecki pułkownik Erich von Falkenhayn. To przy tej okazji cesarz Wilhelm II przyrównał niemieckie oddziały do Hunów, powiadając: "Tak jak Hunowie tysiąc lat temu pod wodzą Attyli zasłynęli z męstwa, dzięki któremu pamięta o nich historia, tak też Niemcy dali się tak poznać w Chinach, że żaden Chińczyk nie odważy się krzywo spojrzeć na Niemca"1. To, co w jego ustach brzmiało jak pochwała, miało się ostatecznie stać oskarżeniem.
Dawne, ale zawsze krwawe wojny stanowiły często ostrzeżenie przynajmniej dla tych, którzy umieli słuchać. W 1896 roku brytyjski poeta i filolog klasyczny A.E. Housman w poemacie A Shorpshire Lad tak pisał o okrucieństwie wojny:

Pośród wzgórz, w spiekotę letnią
Leżę, a przez szum strumienia
Jak przez sen dociera echo -
Miarowego rytm bębnienia.

Zewsząd - z bliska i z daleka
Idą, werbel gra na czele.
Śmierć ich na wojence czeka,
Żałują ich przyjaciele.

Już na obcej ziemi leżą
Kości tych, co padli w boju.
W powrót ich wciąż jeszcze wierzą
Ci, co dotrwali pokoju.

Dźwięczą surmy, biją dzwony,
Nie ustaje werbla granie.
Kto z kobiety jest zrodzony,
Ten po śmierci zmartwychwstanie.

Niczym echo ostrzeżeń Housmana zabrzmiały pięć lat później w brytyjskiej Izbie Gmin słowa 26-letniego konserwatywnego posła Winstona Churchilla. Mając za sobą doświadczenia walk w Indiach, w Sudanie oraz podczas wojny burskiej, usłyszał po powrocie do Londynu wezwania do utworzenia armii zdolnej do pokonania europejskich wrogów. "Odkąd zostałem członkiem Izby - mówił 13 maja 1901 roku, trzy miesiące po wejściu do parlamentu - często dziwiło mnie, gdy słyszałem, z jakim spokojem i swobodą posłowie, a nawet ministrowie wypowiadają się na temat wojny w Europie". Po czym konkludował: "Podczas gdy w poprzednich wojnach brały udział małe regularne armie zawodowych żołnierzy" [teraz] gdy potężne masy ludzkie zmuszone są do występowania przeciwko sobie [wojna europejska] "może się zakończyć jedynie zagładą zwyciężonych i tylko nieznacznie mniejszymi stratami oraz wyczerpaniem gospodarczym zwycięzców".
Demokracja, uprzedzał, jest "bardziej mściwa" niż gabinety. Wojny narodowe będą dużo straszniejsze niż wojny królów"*. Dziesięć lat później, 9 sierpnia 1911 roku, kiedy Niemcy ogarnęła antybrytyjska i antyfrancuska gorączka wojenna w związku z żądaniem uzyskania portu na atlantyckim wybrzeżu Maroka, przywódca niemieckiej socjaldemokracji August Bebel ostrzegał Reichstag, że europejska wojna może doprowadzić do rewolucji. Został wyśmiany jako defetysta, a jeden z posłów ripostował: "Po każdej wojnie sprawy mają się lepiej".
Rywalizacji, której owocem jest wojna, nie da się uśmierzyć za pomocą logicznych antywojennych argumentów. Pierwsze dziesięciolecie XX wieku było świadkiem wielu takich rywalizacji i tarć między narodami, dla których pokój, rozwój przemysłu i wzrost dobrobytu wydawały się nieodpartą koniecznością, wyzwaniem i szansą. Francję przez czterdzieści lat jątrzyła gorycz po utracie terytoriów zaanektowanych przez Niemcy w 1871 roku. Francuski patriota Láon Gambetta radził swym ziomkom: "Myślcie o tym zawsze, ale nigdy o tym nie mówcie". Przystrojony w czarną tkaninę posąg na Place de la Concorde przedstawiający Strasburg nieustannie przypominał o utracie dwóch wschodnich prowincji. W opublikowanym w Lipsku w 1900 roku przewodniku po Paryżu Karla Baedekera czytamy: "Posąg Strasburga przystrojony jest zazwyczaj w krepę i żałobne wieńce z powodu utraty Alzacji". Niemcy z kolei rościli terytorialne pretensje do ziem znajdujących się za ich wschodnią granicą. Lekceważąc Rosję, mieli nadzieję na aneksję ziem polskich będących pod zaborem rosyjskim oraz na rozszerzenie swych wpływów dalej - na Litwę i kraje bałtyckie. Wyglądało to tak, jakby cesarstwo Wilhelma II zamierzało przywrócić równowagę sił naruszoną dwieście lat wcześniej przez Piotra I, a czterdzieści lat po jego śmierci - przez Katarzynę Wielką.
Rosja Mikołaja II też miała ambicje terytorialne, zwłaszcza na Bałkanach; chciała występować w roli obrońcy słowiańskiej Serbii walczącej o rozszerzenie swych granic, aby uzyskać dostęp do morza, oraz słowiańskich mniejszości - Ukraińców, Czechów oraz Polaków zamieszkałych na terenach Austro-Węgier.
Austro-Węgry, rządzone od 1848 roku przez Franciszka Józefa, chciały utrzymać swą mocarstwową pozycję, balansując między dążeniami wielu mniejszości narodowych. W 1867 roku, by zrównoważyć żądania Niemców i Węgrów, Franciszek Józef koronował się na cesarza Austrii i króla Węgier. W austriackiej części podwójnej monarchii wprowadzono skomplikowany system parlamentarny, który miał zapewniać każdej mniejszości jakąś rolę w legislaturze2. Ale nawet usiłowania Habsburgów, aby niczego nie zmieniać i nie naruszać, zderzały się z dążeniem do ugięcia karku wciąż rosnącej w siłę Serbii (tak się przynajmniej wydawało), nie znoszącej austriackiego panowania.
W Wielkiej Brytanii pisarze, dziennikarze, admirałowie i parlamentarzyści dawali wyraz obawom przed morską przewagą Niemiec. Nasiliły się one zwłaszcza wczesnym latem 1914 roku w związku z wiadomością o zamierzonym poszerzeniu Kanału Kilońskiego, co pozwoliłoby niemieckim okrętom bezpiecznie wypływać z Bałtyku na Morze Północne. Prasa brukowa systematycznie podsycała anty-niemieckie nastroje. Nieustannie nawoływano liberalny rząd do wprowadzenia obowiązkowej służby wojskowej, aby w razie zagrożenia wojną kraj nie był zależny od nielicznej armii zawodowej. Rząd wszakże opierał się tym wezwaniom.
System europejskich porozumień odzwierciedlał obawy wszystkich państw. Dwa państwa centralne - Niemcy i Austro-Węgry związane były formalnym sojuszem i więzami uczuciowymi. Podobnie od 1892 roku - Francja z Rosją. Wielka Brytania zawarła z obydwoma tymi państwami umowy o zapobieganiu konfliktom. Choć nie związana z Francją traktatem sojuszniczym, podpisała z nią w 1904 roku entente cordiale, aby rozstrzygnąć kontrowersje dotyczące Egiptu i Maroka; od 1906 roku oba państwa konsultowały się wzajemnie w sprawach wojskowych. Umowy te i zwyczaj konsultacji doprowadziły do powstania trójporozumienia Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji grożącego państwom centralnym wojną na dwa fronty. Wilhelm II szczególnie się tego obawiał. Marzył, by Niemcy stały się państwem szanowanym, podziwianym, budzącym respekt. Wnuk królowej Wiktorii zazdrościł rosnącej roli na świecie jej synowi Edwardowi VII i wnukowi Jerzemu V, rządzącym subkontynentem indyjskim z kilkuset milionami mieszkańców.
Na dworze Wilhelma II w jego pałacu w Poczdamie żywe były i pamięć po jego przodku Fryderyku Wilhelmie, twórcy pruskiej armii, i wprowadzony przezeń ceremoniał. "Do dziś - pisał Karl Baedeker w 1912 roku - liczni żołnierze, zwłaszcza ci w pikielhaubach, z pułków gwardii, nadają szczególny koloryt ulicom miasta". W Poczdamie stał też odsłonięty w 1900 roku przez Wilhelma II odlany z brązu pomnik Wilhelma I na koniu; siedzące na piedestale boginie zwycięstwa upiększały płaskorzeźby przedstawiające księcia jako młodego oficera w Bar-sur-Aube w 1814 roku podczas wojny z Napoleonem oraz triumfalne wkroczenie Niemców do Paryża w 1871 roku.
Jak na ironię, Poczdam, symbol niemieckiej potęgi militarnej i cesarskiej pompy, o którym pierwsze wzmianki pochodzą z X wieku, był zdaniem Baedekera "osadą założoną przez Słowian". Żaden Słowianin w tych czasach nie zgłaszał pretensji do Poczdamu, ale w 1945 roku Rosjanie jako zwycięzcy i okupanci tam właśnie spotkali się z zachodnimi sojusznikami. Na mapie Europy z początków stulecia widnieją wyraźnie oznaczone granice, przeważnie nie zmienione od 1815 lub 1871 roku; nie wszyscy jednak byli z nich zadowoleni.
Serbia, pierwsze państwo słowiańskie, które w czasach nowożytnych zdobyło niepodległość, chciała uzyskać dostęp do Adriatyku; blokowała ją wszakże Austria, która w 1908 roku zaanektowała turecką prowincję Bośnię i Hercegowinę. Aneksja ta była nie tylko wyzwaniem wobec postanowień kongresu berlińskiego z 1878 roku podpisanego przez Wielką Brytanię, ale także zapewniała Austrii pełną kontrolę nad 450-kilometrowym wybrzeżem Adriatyku. Ponadto Bośnia mogła służyć jako baza wojskowa, gdyby nadarzyła się okazja czy zaszła konieczność ataku na Serbię.
Każda mniejszość narodowa w Austro-Węgrzech albo chciała przyłączenia do jakiegoś sąsiedniego państwa, na przykład do Serbii, Włoch czy Rumunii, albo - jak Czesi, Słowacy, Słoweńcy i Chorwaci - pragnęła uzyskać jakąś formę autonomii, czy nawet państwowości. Polacy pod rządami Rosji, Niemiec i Austro-Węgier nigdy nie stracili nadziei na niepodległość, którą obiecał im Napoleon, ale o której od stu lat nie chcieli słyszeć carowie, cesarze i imperatorzy.
 W liście z 14 grudnia 1912 roku szef Sztabu Generalnego Austrii, baron Conrad von Hötzendorf, tłumaczył następcy tronu Habsburgów, arcyksięciu Franciszkowi Ferdynandowi, bratankowi cesarza, na czym polega niebezpieczeństwo grożące Austrii ze strony Słowian. "Zjednoczenie południowych Słowian - pisał - jest jednym z potężnych dążeń narodowych, których nie można ani zignorować, ani stłumić. Pytanie polega tylko na tym, czy dokona się ono w granicach monarchii, to znaczy kosztem niepodległości Serbii, czy też pod przywództwem Serbii, czyli kosztem monarchii". Gdyby Serbia stanęła na czele tych dążeń, oznaczałoby to dla Austrii utratę wszystkich południowych prowincji zamieszkałych przez Słowian, a więc całego wybrzeża Adriatyku. Strata terytorium i prestiżu "sprowadzałaby w takim przypadku status monarchii do roli małego państwa".  
Sprzeczne pragnienia oraz obawy wielu krajów i narodów nie wywołały wojny ogólnoeuropejskiej, ale byłyby gotowymi do podpalenia lontami w przypadku każdej wojny między dwoma państwami. Wojna, gdyby do niej doszło, byłaby nie dającą się pominąć okazją do spełnienia od dawna żywionych pragnień i pomszczenia wieloletnich krzywd. Niemcy, państwo silne pod względem przemysłowym i militarnym, obawiały się sojuszu swych sąsiadów z zachodu i ze wschodu - Francji i Rosji. Dla przeciwwagi związały się z sąsiadem południowym - Austro-Węgrami, partnerem ociężałym i silnie podzielonym. W 1882 roku państwa te utworzyły trójprzymierze, wciągając w swą orbitę również Włochy.
W 1898 roku cesarz niemiecki złożył wizytę sułtanowi Abdülhamidowi II w Konstantynopolu i odbył pielgrzymkę do Jerozolimy, gdzie dygnitarze wszystkich trzech monoteistycznych religii wystawiali na jego drodze łuki triumfalne. Wskazywało to, że Niemcy mogą traktować imperium osmańskie i cały świat islamu jako swego przyjaciela. W 1914 roku na szczycie Góry Oliwnej stały trzy murowane budynki przeglądające się w Morzu Martwym: rosyjska cerkiew Wniebowstąpienia wzniesiona w 1888 roku - symbol zainteresowania Petersburga Wschodem; prywatny dom Anglika, sir Johna Graya Hilla, zakupiony tej wiosny przez syjonistów z przeznaczeniem na żydowski uniwersytet - symbol rodzących się aspiracji narodowych; oraz zbudowane w 1909 roku sanatorium imienia Augusty Wiktorii, nazwane tak na cześć żony niemieckiego cesarza - symbol i potwierdzenie niemieckich zainteresowań i ambicji.
W 1907 roku Wielka Brytania podpisała umowę z Rosją. Aczkolwiek głównym jej celem było rozstrzygnięcie długotrwałych sporów dotyczących dalekiej Persji i Afganistanu, Niemcy uznali ją za kolejny dowód zamiaru otoczenia ich. Na potwierdzenie własnych ambicji na Wschodzie Niemcy od 1899 roku forsowały budowę kolei z Berlina do Bagdadu przez Konstantynopol, który miał się stać węzłem dróg wiodących z Europy do Azji. Symbolem tego przedsięwzięcia miał być prom przewożący pasażerów, towary i wagony przez Bosfor z Sirkeci na europejskim brzegu cieśniny do Haydarpaşa na wybrzeżu azjatyckim.
Niemcy planowali przedłużenie linii kolejowej przez azjatycką część Turcji na południe, aż do Gazy na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego, do Akaby nad Morzem Czerwonym i do Al.-Basry w Zatoce Perskiej. Jej odgałęzienie biegnące na wschód od Bagdadu miało sięgać aż do perskich pól naftowych i stanowić bezpośrednią przeciwwagę dla wpływów, jakie Wielka Brytania i Rosja uzyskały w tym regionie siedem lat temu. W 1906 roku, aby zniweczyć niemiecki plan doprowadzenia kolei do Akaby nad Morzem Czerwonym, Wielka Brytania, okupująca wówczas Egipt, przyłączyła do swych egipskich terytoriów leżące na wschód od Turcji pustynne wzgórza Synaju. Pozwoliłoby to przetransportować brytyjskie działa z Egiptu do zatoki Taba i stamtąd ostrzeliwać stację kolejową i urządzenia portowe w Akabie, gdyby miały być wykorzystane wbrew interesom Wielkiej Brytanii.
Stopniowe zbliżenie Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji w wyniku prowadzonych przez nie pertraktacji i rozmów umacniało niemieckie obawy. W styczniu 1909 roku emerytowany cztery lata wcześniej były szef niemieckiego Sztabu Generalnego, Alfred von Schlieffen, opublikował artykuł o przyszłej wojnie, w którym przestrzegał przed sojuszem Anglii, Francji i Rosji, a nawet Włoch. "Podejmowane są próby połączenia wysiłków tych czterech mocarstw w celu wspólnego skoncentrowanego ataku na państwa centralne. Obecnie przygotowuje się mosty i drogi, by milionowe armie, niszcząc i pustosząc, ruszyły przez Wogezy, Mozę, Niemen, Bug, a nawet przez Soczę i Alpy Tyrolskie. Niebezpieczeństwo wydaje się ogromne". Czytając na głos ten artykuł swym generałom, cesarz skomentował go: "Brawo!"
W 1911 roku, pięć lat po tym, jak Brytyjczycy zapewnili sobie możliwość zniszczenia przynajmniej jednej z końcowych stacji zdominowanej przez Niemców linii kolejowej Berlin-Bagdad, Anglia wspólnie z Francją zapobiegły niemieckim próbom założenia portu w Agadirze na atlantyckim wybrzeżu Maroka. Kiedy niemiecka kanonierka zbliżyła się do portu, Anglicy zagrozili podjęciem działań. Groźba okazała się skuteczna, ale pozostała trwałą urazę.
Głoszone publiczne opinie nie zawsze odpowiadały faktom. Brytyjscy kupcy mogli korzystać z kolei Berlin-Bagdad w równym stopniu co niemieccy, a w zarządzie kolei wśród dyrektorów obok jedenastu Niemców było ośmiu Francuzów. Ale wizja niemieckiej linii kolejowej biegnącej 2 tysiące kilometrów przez Europę, Anatolię i arabskie prowincje imperium osmańskiego wydawała się irytująca, a nawet groźna dla Wielkiej Brytanii i jej imperialnych interesów w Zatoce Perskiej i na Oceanie Indyjskim.
Na trasie kolei tylko Serbia, przez której terytorium przebiegało około 250 kilometrów torów, nie należała do niemieckiej strefy wpływów i sojuszy. Imperia brytyjskie i francuskie budziły w Niemczech zawiść i oburzenie, choć one same władały znacznymi obszarami w Afryce i na Oceanie Spokojnym; nie było tam wszakże terenów aktywnych gospodarczo. Posiadłości kolonialne uchodziły w Niemczech raczej za symbol potęgi niż za źródło narodowego dobrobytu i przedsiębiorczości.
Inną przyczyną tarć między Wielką Brytanią a Niemcami, nagłaśnianą przez nacjonalistów po obu stronach Morza Północnego, było dążenie cesarza do zrównoważenia potęgi floty brytyjskiej, czego bynajmniej nie wymagały zamorskie posiadłości Niemiec. W 1912 roku Niemcy po raz czwarty w ciągu dwunastu lat znowelizowali prawo morskie, powiększając swą flotę i zatrudniając dodatkowo 15 tysięcy oficerów i marynarzy. Pierwszy lord admiralicji, Winston Churchill, proponował obustronne zawieszenie rozbudowy floty, Niemcy odrzuciły jednak ten projekt. Jego argumentacja, zgodnie z którą dla Wielkiej Brytanii potężna flota jest koniecznością, a dla Niemiec - luksusem, choć słuszna ze względu na brytyjskie posiadłości w Indiach i gdzie indziej, odbierana była przez Niemców jako obraza; czuli się pod każdym względem równi Brytyjczykom a tymczasem proponowano im by zgodzili na rolę podrzędną. Brytyjczycy z kolei, obawiając się zagrożenia na morzu przez flotę niemiecką, z zadowoleniem witali rozbudowę marynarki rosyjskiej. 12 maja 1914 roku gabinet brytyjski z aprobatą stwierdzał: "Rozbudowa floty rosyjskiej na Bałtyku wzmocni naszą pozycję wobec Niemców na Morzu Północnym".
Zwycięstwo Serbii w pierwszej wojnie bałkańskiej przeciwko Turcji w 1912 roku oznaczało porażkę Niemiec. Militarne i terytorialne sukcesy tego małego słowiańskiego państwa zagroziły nie tylko austriackiemu panowaniu na Bałkanach, lecz również dążeniu Niemiec do umocnienia swych wpływów w Turcji. Utrata tureckich terytoriów w Europie na rzecz Serbii była zwycięstwem tendencji prorosyjskich. Rosjanie jako obrońcy Słowian oraz władcy sąsiadujących z Niemcami ziem polskich i nadbałtyckich budzili wrogość Niemiec. Rasistowskie przeciwstawianie Teutonów Słowianom stanowiło zarzewie konfliktu, który wszakże nie był niechciany. 8 grudnia 1912 roku w dyskusji z szefem Sztabu Generalnego księciem von Moltkem, admirałem von Müllerem oraz sekretarzem stanu do spraw floty, admirałem von Tirpitzem, Wilhelm II, jak zanotował Müller w swym dzienniku, powiedział: "Austria musi energicznie działać przeciwko obcym Słowianom (Serbom), ponieważ w przeciwnym razie utraci władzę na Serbami w monarchii austro-węgierskiej. Gdyby Rosja popierała Serbów, wojna byłaby dla nas nieuchronna. Flota niemiecka - dodał - musiałaby wówczas stawić czoło brytyjskiej".
Podczas tego spotkania Moltke twierdził, że trzeba sprawić, by rozważana przez cesarza wojna przeciwko Rosji stała się popularna w oczach Niemców. Kajzer zgodził się, że prasa powinna zacząć "uświadamiać narodowi niemieckiemu" jego "wielkie interesy narodowe", gdyby w następstwie konfliktu austriacko-serbskiego wybuchła wojna. Zgodnie z instrukcjami, jakie Müller przekazał nieobecnemu na spotkaniu kanclerzowi Theobaldowi von Bethmannowi-Hollwegowi "naród nie powinien dopiero po wybuchu wojny zadawać sobie pytania, o co walczą Niemcy. Należy raczej przekonywać go o tym wcześniej"3.
Moltke dobrze rozumiał wagę problemu gotowości opinii publicznej do zaakceptowania wojny. Na początku 1913 roku posunął się, tak jak i Bethmann-Hollweg, do tego, by przestrzec swego austriackiego odpowiednika przed wypowiedzeniem wojny Serbii, gdyby ta zdecydowała się na okupację Albanii. Moltke, jak powiedział 10 lutego 1913 roku austriackiemu szefowi sztabu generałowi Conradowi von Hötzendorfowi, przekonany był, że "wcześniej czy później wojna w Europie i tak wybuchnie i będzie to starcie między kulturą germańską i słowiańską; toteż obowiązkiem wszystkich państw, które bronią niemieckiej koncepcji kultury, jest przygotować się na taką ewentualność". Wojna taka, uprzedzał Moltke, wymaga od ludzi "gotowości do poniesienia ofiar oraz entuzjazmu. Czas na to jeszcze nie nadszedł".
W czerwcu 1913 roku Churchill w prywatnej rozmowie z niemieckim attaché morskim, kapitanem E. von Müllerem, ponowił sugestię dwustronnego zawieszenia rozbudowy floty. Müller, który nie lubił Brytyjczyków i nie chciał, by niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych lub cesarz przystali na tę propozycję, zapytał admirała Tirpitza, co ma uczynić. Ten poradził mu, by napisał jak najkrótszą notatkę o rozmowie z Churchillem, sugerując, że rozmówcy chodziło tylko o to, by opóźnić niemieckie przedsięwzięcia w obawie, że Wielka Brytania nie zdoła zachować swej przewagi na morzu. Inicjatywa Churchilla została więc tak przeinaczona, by było z góry wiadomo, że cesarz ją odrzuci. Niemal rok później niemiecki minister spraw zagranicznych Gottlieb von Jagow skarżył się niemieckiemu ambasadorowi w Londynie: "Najgorsze są tendencyjne sprawozdania naszego attaché morskiego. Czy nie mógłbyś trzymać go nieco bardziej na smyczy? To nieustanne ujadanie na angielską politykę jest nadzwyczaj kłopotliwe, jako że wykorzystywane jest z reguły na górze [to jest przez cesarza] przeciwko mnie".
Rosnąca potęga Niemiec była powszechnie dostrzegana. Wiosną 1913 roku armia niemiecka, której liczebność, zwiększono rok wcześniej do 544 tysięcy żołnierzy, została po raz kolejny rozbudowana do 661 tysięcy. W październiku tego roku niemiecki kanclerz skomentował to w takich oto słowach: "Jedno nie ulega tu wątpliwości: gdyby miało kiedyś dojść do europejskiej pożogi, która Germanentum przeciwstawiłaby Slaventum, byłoby dla nas niepomyślne, że równowagę sił gwarantowaną dotąd przez Turcję zapewniają teraz po części państwa Słowiańskie".
Bezpośrednio po wojnach bałkańskich to nie Niemcy, lecz Austria, ich sojusznik i sąsiad, broniła interesów Germanentum przeciwko Slaventum. W wyniku presji Austrii Turcja zgodziła się na powstanie niepodległej Albanii, co definitywnie pozbawiło Serbię dostępu do Adriatyku. Jednocześnie Grecja, rządzona przez króla ożenionego z siostrą niemieckiego cesarza, uniemożliwiła Serbii dostęp do Morza Egejskiego, anektując należący dotąd do Turcji przybrzeżny rejon Tracji.
Narody czuły się pokrzywdzone, niezadowolone, zagrożone lub pełne nadziei. Dziennikarze podsycali poczucie zagrożenia. Rządy dęły w trąby rasizmu, patriotyzmu i militarnej buty. Podczas gdy pustynie i moczary dalekich kontynentów zdawały się prosić o ekspansję, konkurencja rywalizujących mocarstw sprawiała, że nawet przeprowadzenie linii kolejowej przez pustynię uchodziło za prowokację. Przyczyną wojny nie był żaden konkretny spór, żaden sporny region; atoli wszystkie rywalizacje łącznie przyczyniły się do stworzenia i podsycania atmosfery, w której wojna najpierw stała się czymś do branym pod uwagę, później czymś możliwym, a wreszcie pożądanym. W czerwcu 1913 roku, Bethmann-Hollweg powiedział przyjacielowi w chwili szczerości: "Rzygam wojną, wrzaskiem o wojnie i wiecznymi zbrojeniami. Najwyższy czas, by wielkie narody wyciszyły się i zajęły pokojowymi przedsięwzięciami, w przeciwnym razie dojdzie do wybuchu, którego nikt nie pragnie, a który wszystkich doprowadzi do klęski".
Zachłanność terytorialna i udane podboje sprzyjały pragnieniu wojny. Włochy po zwycięstwie nad Turcją w 1912 roku zaanektowały jej obszerną północnoafrykańską prowincję Libię. Rok później Bułgaria, również po zwycięstwie nad Turcją, uzyskała dostęp do Morza Egejskiego i dalej, do Morza Śródziemnego. Odcięta od morza Serbia, przekonana, że austriacka aneksja Bośni i Dalmacji miała na celu głównie uniemożliwienie jej dostępu do Adriatyku, okupowała Albanię w wyniku drugiej wojny bałkańskiej, niespełna dwa lata po pierwszej. W ten sposób choć na krótko opanowała znaczny fragment wybrzeża Adriatyku.
Na październik 1913 roku przypadała setna rocznica jednego z największych niemieckich zwycięstw militarnych, a mianowicie klęski Napoleona zadanej mu przez Prusy Austrię, Rosję i Szwecję w bitwie narodów pod Lipskiem4. Aby uczcić ten triumf, kajzer osobiście odsłonił pomnik mający świadczyć o historycznej i militarnej chwale Niemiec. Wśród uczestników ceremonii był austriacki szef sztabu generalnego, generał Conrad, wobec którego Wilhelm II zadeklarował wsparcie dla wszystkich austriackich wysiłków mających wyprzeć Serbów z Albanii. "Jestem tam z wami - powiedział. - W ciągu paru dni powinniście znaleźć się w Belgradzie. Byłem zawsze zwolennikiem pokoju, ale wszystko ma swe granice. Wiele czytałem o wojnach i wiem, co one znaczą. Jednak powstała sytuacja, której wielkie mocarstwo nie może tolerować i w której musi sięgnąć po miecz".
Okupacja Albanii przez Serbię była krótkotrwałym sukcesem. 18 października rząd Austrii wystosował ultimatum domagające się od Belgradu, by w ciągu ośmiu dni wycofał swe wojska z Albanii. Serbowie ulegli. Tego dnia brytyjski dyplomata, Eyre Crowe, zanotował z naciskiem: "Austria wyłamała się z porozumień między mocarstwami, by na własną rękę rozwiązać problem, który dotąd traktowano jako kwestię dotyczącą wszystkich mocarstw". Następnego dnia niemiecki minister spraw zagranicznych, dr Alfred Zimmermann powiedział brytyjskiemu ambasadorowi w Berlinie, sir Edwardowi Goschenowi, że sam był zaskoczony podjęciem przez cesarza Austrii decyzji, która w pewnych okolicznościach może prowadzić do poważnych konsekwencji. Fakt, że została podjęta, wyraźnie świadczy o tym, że powstrzymywanie Wiednia przez Niemcy nie wchodzi w grę".
Te kilkanaście ostatnich słów było zapowiedzią wojny. Austriackie ultimatum zostało przekazane. Wilhelm II wysłał depesze gratulacyjne do Franciszka Józefa i do następcy tronu arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. Ta niemiecka aprobata, jak zanotował Eyre Crowe w końcu października 1913 roku, "potwierdza wrażenie, że Niemcy udają, iż nie aprobują i żałują austriackiej inicjatywy, niemniej wspierają swego sojusznika". W Austrii zanotowano, że żadna rosyjska gazeta nie sugerowała, by Rosja miała podjąć jakieś działania na rzecz Serbii grożące jej konfliktem z Austrią.
Austro-Węgrom przysługiwały wszelkie zewnętrzne przejawy dostojeństwa świadczące o ich trwałości. "Trudno nie brać pod uwagę Austrii - powiedział Bismarck w 1888 roku. - Takie państwo nie znika". 2 grudnia 1913 roku w Wiedniu odprawiono mszę świętą, by uczcić 65 rocznicę wstąpienia na tron Franciszka Józefa. Nigdy dotąd żaden europejski monarcha nie sprawował władzy tak długo. Cesarz nie potrafił jednak ani zdusić narodowych aspiracji swych ludów, ani zapobiec podsycania ich przez obcych. Ze wszystkich wielkich mocarstw Rosja była w tym najbardziej aktywna. 19 stycznia 1914 roku austriacki gubernator Galicji donosił swemu ministrowi spraw wewnętrznych w Wiedniu: "Agitacja partii rusofili [...] ostatnio [...] bardzo się nasiliła. Nieustająca rusyfikacja Galicji wspomagana przez prawosławie wymaga największej uwagi&