Spadające anioły

  • szt.
  • 35,00 zł
  • Niedostępny

BRAK MOŻLIWOŚCI ZAKUPU KSIĄŻKI. NAKŁAD WYCZERPANY.

"Świetna powieść - tajemnicza, z niezwykłą atmosferą... Prawdziwie magiczna lektura“. "The Guardian“ Świetna, pięknie napisana książka autorki wysoko cenionej Dziewczyny z perłą. Niezwykła atmosfera nowej książki Tracy Chevalier, sprawia, że czytelnik przekracza granicę czasu i porusza się po Londynie początku XX w., gdzie po śmierci królowej Wiktorii Anglicy wkraczają w edwardiańską wiosnę, kwestionując dziewiętnastowieczną hierarchię wartości. Widzimy to w domach dwóch rodzin, hołdujących przeciwstawnym wartościom. W momencie historycznego przełomu, dwie dziewczynki, z rodzin o zupełnie różnych przekonaniach, na modnym londyńskim cmentarzu - wciągając w to także zabłoconego syna grabarza - przyrzekają sobie przyjaźń…a wszystkiemu przygląda się anioł… To poruszająca opowieść, w której splatają się ze sobą wątki dotyczące dzieciństwa, przyjaźni, budzenia się sfery zmysłowej i nietrwałości ludzkiego życia.

Rok wydania: 2003
Stron: 344
Oprawa: broszura
Format: 125/183
Pakowanie: 16
Tłumacz: Krzysztof Puławski

Fragment tekstu:

KITTY COLEMAN

 

Obudziłam się dziś rano z obcym mężczyzną w łóżku. Blond włosy z całą pewnością nie należały do mego męża. Nie wiedziałam, czy mam czuć się zgorszona czy rozbawiona.
Cóż, pomyślałam, oto nowość na początek wieku.
A potem przypomniałam sobie wieczór poprzedniego dnia i zrobiło mi się niedobrze. Zastanawiałam się, gdzie może być Richard w tym ogromnym domu i jak mamy do siebie wrócić. Wszyscy tutaj, włączając śpiącego obok mężczyznę, wydawali mi się znacznie bardziej doświadczeni w tych sprawach niż ja. Niż my. Richard jedynie blefował, a tak naprawdę wiedział nie więcej ode mnie. Tyle że miał na to większą ochotę. To dało mi do myślenia.
Zaczęłam szturchać mężczyznę łokciem, najpierw łagodnie, a potem mocniej, aż w końcu obudził się z sapnięciem.
- Idź sobie - powiedziałam.
Posłuchał bez mrugnięcia. Na szczęście nie próbował mnie całować. Sama nie wiem, jak zniosłam tę jego brodę - pewnie pomogło mi wino. Policzki wciąż mam czerwone od zadrapań.
Kiedy parę minut później pojawił się Richard, ściskając w dłoni swoje rzeczy, nie mogłam na niego patrzeć. Byłam zła i zażenowana - zła, że jestem zażenowana i że on nie czuje tego samego. Niemal się wściekłam, kiedy mnie po prostu pocałował, mruknął: "Witaj, kochanie" i zaczął się ubierać. Czułam zapach kobiecych perfum na jego szyi.
Jednak nic nie mogłam powiedzieć. Tyle razy się przechwalałam, że jestem pozbawiona uprzedzeń. Szczyciłam się tym, a teraz to boli.
Leżałam, patrząc, jak się ubiera, i myślałam o swoim bracie. Harry zawsze drażnił się ze mną, twierdząc, że za dużo myślę. Nie chciał przyznać, że to on jest odpowiedzialny za zachęcanie mnie do tego. Twierdził, że powtarza ze mną wieczorami to, czego nauczył się w ciągu dnia, żeby lepiej pamiętać, ale pozwoliło mi to myśleć i wyrażać siebie. Być może żałował tego później. Nigdy się nie dowiem. Już skończyłam żałobę, chociaż czasami czuję się tak, jakbym wciąż trzymała ten telegram w dłoni.
Harry przeraziłby się, widząc, do czego doprowadziły jego nauki. Nie znaczy to, że do takich poczynań potrzebny jest żywy umysł - większość ludzi w tym domu to głupcy, nie wyłączając mojego blondyna. Z nikim nie mogłam porozmawiać. Musiałam zająć się bordo.
Szczerze mówiąc, cieszę się, że nie należę do tego środowiska. Wystarczy, że czasami będę mogła stwierdzić, jak jest płytkie. Wydaje mi się, że Richard chciałby czegoś innego, ale znalazł sobie nieodpowiednią żonę, jeśli ma ochotę na takie życie. A może to ja źle wybrałam - chociaż nigdy bym tak nie pomyślała w czasach, kiedy za sobą szaleliśmy.
Teraz sądzę, że to Richard mnie do tego skłonił, żeby pokazać, że nie jest tak konwencjonalny, jak się obawiałam. Ale przyniosło to wręcz odwrotny skutek. Nigdy bym nie przypuszczała w dniu ślubu, że stanie się właśnie taki. Trywialny.
Czuję się dziś tak pozbawiona energii. Tata i Harry pewnie by się ze mnie śmiali, ale naprawdę sądziłam, że nowy wiek przyniesie nam jakąś zmianę; że Anglia zrzuci swój wytarty, czarny strój, aby pokazać coś nowego i lśniącego. Minęło zaledwie jedenaście godzin dwudziestego wieku, ale już wiem, że zmieniły się tylko cyferki.
Wystarczy. Dzisiaj wszyscy wybierają się na przejażdżkę, na którą nie mam ochoty. Zaszyję się z kawą w bibliotece. Z całą pewnością będzie pusta.

 

 

RICHARD COLEMAN

 

Myślałem, że jeśli pójdę do innej, to odzyskam Kitty, że zazdrość znowu otworzy mi drzwi jej sypialni. Jednak po dwóch tygodniach sytuacja się nie zmieniła.
Nie chcę twierdzić, że znalazłem się w rozpaczliwej sytuacji, ale nie rozumiem, dlaczego moja żona zrobiła się taka trudna. Zapewniłem jej godziwe życie, a mimo to nie jest szczęśliwa, chociaż nie może - lub nie chce - powiedzieć dlaczego.
Każdy mężczyzna na moim miejscu zmieniłby żonę, choćby na jedną noc.


MAUDE COLEMAN

 

Kiedy tata zobaczył anioła na sąsiednim grobie, wykrzyknął: "Co za diabeł?!"
Mama się tylko zaśmiała.
Patrzyłam i patrzyłam, aż zaczęła mnie boleć szyja. Anioł wisiał nad nami, z jedną stopą wysuniętą do przodu, ręką wskazując niebo. Miał na sobie długą suknię z wycięciem w karo, a jego długie włosy opadały na skrzydła. Patrzył w dół na mnie, ale choćbym nie wiem jak się starała, i tak wydawał się mnie nie zauważać.
Mama i tata zaczęli się sprzeczać. Tacie nie podobał się ten anioł. Nie wiem, jakie jest zdanie mamy, bo nic nie powiedziała. Chyba bardziej przejmuje się urną, którą tata umieścił na naszym grobie.
Chciałam usiąść, ale się nie odważyłam. Było zimno, zbyt zimno, żeby siadać na kamieniu, a poza tym umarła królowa, co chyba znaczy, że nikt nie może siadać, bawić się ani robić nic przyjemnego.
Wczoraj w nocy, kiedy poszłam do łóżka, usłyszałam dzwony. Kiedy rano zjawiła się niania, powiedziała mi o tym, że królowa umarła poprzedniego wieczoru. Jadłam owsiankę bardzo wolno, żeby sprawdzić, czy smakuje inaczej niż przed śmiercią królowej. Nic się jednak nie zmieniło - była zbyt słona. Pani Baker zawsze ją tak gotuje.
Wszyscy, których widzieliśmy po drodze na cmentarz, byli ubrani na czarno. Ja włożyłam szarą wełnianą sukienkę i biały fartuszek, który i tak noszę, ale niania wyjaśniła, że doskonale nadaje się na takie okazje. Dziewczynki nie muszą nosić czerni. Niania pomogła mi się ubrać. Pozwoliła mi włożyć czarno-białe paletko i takiż kapelusik, ale zawahała się przy mufce z futerka królika. Musiałam zapytać mamę, która powiedziała, że wszystko jedno. Sama włożyła suknię z niebieskiego jedwabiu i pelerynę, co nie spodobało się tacie.
Kiedy rodzice rozmawiali o aniele, schowałam twarz w mufkę. Futerko jest bardzo miękkie. A potem usłyszałam dźwięki, jakby ktoś pukał w kamień, i zobaczyłam wpatrzone we mnie błękitne oczy tuż nad sąsiednim pomnikiem. Spojrzałam w nie, a wtedy za grobem pokazała się twarz chłopca. Włosy miał pełne błota, a na policzkach ciemne smugi brudu. Mrugnął do mnie, a potem zniknął za pomnikiem.
Spojrzałam na rodziców, którzy przeszli nieco dalej, żeby popatrzeć na anioła z innego miejsca. Nie widzieli chłopca. Cofnęłam się między groby, wciąż ich obserwując. Kiedy upewniłam się, że nie zwracają na mnie uwagi, dałam nura za nagrobek.
Chłopiec siedział w kucki, opierając się o pomnik.
- Dlaczego masz błoto we włosach? - spytałam.
- Bo byłem w grobie - odpowiedział.
Przyjrzałam mu się uważniej. Cały był umazany błotem, łącznie z marynarką, spodniami i butami. Drobiny błota przyczepiły się nawet do jego rzęs.
- Moge dotknońć tego futerka? - zapytał.
- To mufka - wyjaśniłam. - Moja mufka.
- Moge dotknońć?
- Nie. - Ale po chwili poczułam wyrzuty sumienia, więc wyciągnęłam do niego mufkę.
Chłopiec napluł sobie na palce i wytarł je o marynarkę. Potem wyciągnął rękę i pogłaskał futerko.
- Co robiłeś w grobie? - spytałam.
- Pomagałem naszemu tatce.
- A co robi twój tata?
- No, kopie groby. A ja mu pomagam.
A potem usłyszeliśmy dźwięk przypominający miauczenie kota. Wyjrzeliśmy zza grobu, a stojąca w alejce dziewczynka spojrzała mi prosto w oczy, jak ja przed chwilą w oczy chłopca. Miała czarny strój i była bardzo ładna, z błyszczącymi, brązowymi oczami, długimi rzęsami i cerą jak mleko. Brązowe loki opadały jej aż na plecy i w niczym nie przypominały moich, które wiszą jak strąki i mają nieokreślony kolor. Babcia mówi, że jestem mysią blondynką, co może jest zgodne z prawdą, ale niezbyt miłe. Babcia zawsze mówi to, co myśli.
Dziewczynka przypominała mi moje ulubione czekoladki nadziewane kremem orzechowym i patrząc na nią, od razu pomyślałam, że chciałabym, żeby została moją najlepszą przyjaciółką. Nie mam najlepszej przyjaciółki, ale zawsze się o nią modliłam. Często zastanawiałam się, marznąc w kościele św. Anny (dlaczego w kościołach zawsze jest tak zimno?), czy to ma sens, ale okazało się, że Bóg mnie w końcu wysłuchał.
- Livy, kochanie, wytrzyj nosek w chusteczkę. - Matka dziewczynki właśnie nadchodziła alejką, trzymając za rączkę jej młodszą siostrę. Za nimi szedł rudobrody mężczyzna. Młodsza dziewczynka nie była aż tak ładna. Chociaż przypominała siostrę, to nie miała wysuniętej brody, dużych ust i wijących się włosów. Oczy miała raczej orzechowe niż ciemnobrązowe i wyglądała tak, jakby nic nie mogło jej zdziwić. Natychmiast też zauważyła mnie i chłopca.
- Lavinio, Maman - powiedziała starsza dziewczynka, wzruszając ramionami i odrzucając głowę tak, że jej włosy zatańczyły w powietrzu. - Chcę, żebyście mówili do mnie Lavinio, nie Livy.
Zdecydowałam, że nigdy nie zwrócę się do niej Livy.
- Nie odzywaj się niegrzecznie do mamy, Livy - powiedział mężczyzna. - Dla nas jesteś Livy i koniec. To ładne imię. Jak dorośniesz, będziemy mówić Lavinio.
Zachmurzona Lavinia spojrzała pod nogi.
- A teraz przestań już płakać - ciągnął. - Królowa Wiktoria panowała nam długo i mądrze, ale to nie powód, żeby opłakiwała ją pięcioletnia dziewczynka. Przestraszysz Ivy May. - Wskazał jej siostrę.
Znowu spojrzałam na Lavinię. Wcale nie wydawało mi się, żeby płakała, chociaż ściskała w ręku chusteczkę. Dałam jej znak, żeby przyszła.
Na ustach dziewczynki pojawił się uśmiech. Kiedy rodzice się odwrócili, skierowała się między groby.
- Ja też mam pięć lat - powiedziałam, kiedy się zbliżyła. - Ale w marcu będę miała sześć.
- Naprawdę? - rzuciła. - Ja skończę sześć w lutym.
- Dlaczego mówisz do mamy Maman? Ja mówię do swoich rodziców po prostu mamo i tato.
- Słowa Maman i Papa są bardziej eleganckie - wyjaśniła, a potem spojrzała na klęczącego przy grobie chłopca. - Powiedz, proszę, jak masz na imię.
- Maude - odparłam, zanim zorientowałam się, że mówi do chłopca.
- Simon.
- Jesteś bardzo brudny.
- Przestań - powiedziałam.
Lavinia popatrzyła na mnie.
- Co mam przestać?
- On kopie groby, dlatego jest ubłocony.
Lavinia cofnęła się o krok.
- Ucze sie na grabarza - wyjaśnił Simon. - Przedtem byłem żałobnikiem w zakładzie pogrzebowym, ale nasz tatko mnie zabrał, jak tylko mogłem unieść szpadel.
- Na pogrzebie mojej babci było trzech chłopców żałobników - powiedziała Lavinia. - Jednego oćwiczono, bo się śmiał.
- Mama mówi, że teraz nie urządza się już takich pogrzebów - wtrąciłam. - Są zbyt drogie i lepiej przeznaczyć te pieniądze na coś innego.
- Nasza rodzina zawsze miała żałobników. Ja też ich będę miała na swoim pogrzebie.
- To znaczy, że masz umrzeć? - spytał Simon.
- Na nieba, nie!
- Czy twoja niania też została w domu? - spytałam, nie chcąc, żeby się obraziła i odeszła.
Zarumieniła się trochę.
- Nie mam niani. Maman doskonale może się nami zająć.
Nie znałam żadnych dzieci, które nie miałyby niani.
Lavinia patrzyła na moją mufkę.
- Podoba wam się mój anioł? - spytała. - Papa pozwolił mi go wybrać.
- Nie podoba się mojemu tacie - rzuciłam, chociaż wiedziałam, że nie powinnam powtarzać jego słów. - Powiedział, że to sentymentalna bzdura.
Lavinia zmarszczyła brwi.
- A Papa aż wstrząsa się na widok waszej urny. Ale co jest złego w moim aniele?
- Mnie sie podoba - stwierdził Simon.
- Mnie też - skłamałam.
- Myślę, że jest bardzo śliczny - westchnęła Lavinia. - Kiedy pójdę do nieba, chcę, żeby moją duszę zaniósł właśnie taki anioł.
- To najładniejszy anioł na cmentarzu - dodał chłopiec. - Znam je wszystkie. Jest ich trzydzieści jeden. Chcecie, to wam pokaże.
- Trzydzieści jeden to liczba pierwsza - powiedziałam. - Dzieli się tylko przez jeden i przez siebie.
Tata opowiadał mi niedawno o liczbach pierwszych, chociaż nie wszystko zrozumiałam.
Simon wyjął kawałek węgla z kieszeni i zaczął coś rysować z tyłu pomnika. Najpierw czaszkę, a potem skrzyżowane piszczele - okrągłe oczodoły, czarny trójkąt zamiast nosa, kwadratowe zęby i cień na jednej stronie twarzy.
- Nie rób tego - powiedziałam, ale mnie nie posłuchał. - Nie wolno.
- Ale już to zrobiłem. I to dużo. Popatrzcie dookoła.
Spojrzałam na grób naszej rodziny. Na dole cokołu, na którym stała urna, dostrzegłam niewielką trupią czaszkę. Tata wściekłby się, gdyby ją zobaczył. A potem stwierdziłam, że takie same rysunki znajdują się na innych grobach. Nigdy wcześniej ich nie zauważyłam.
- Chce narysować trupie główki na wszystkich grobach - dodał Simon.
- Po co je rysujesz? - spytałam. - I czemu właśnie czaszki?
- Przypominajo to, co jest pod ziemio. Jeśli na dole so same kości, to co mam rysować?
- Ale z ciebie łobuz - powiedziała Lavinia.
Simon wstał.
- Tobie też narysuje - zaproponował. - Z tyłu anioła.
- Ani mi się waż - syknęła dziewczynka.
Simon natychmiast wyrzucił węgielek.
Lavinia rozejrzała się tak, jakby miała zamiar odejść.
- Znam jeden wiersz - powiedział nagle Simon.
- Jaki wiersz? Tennysona?
- Sam nie wiem, czy tenisa, czy nie. To idzie tak:

      Pewien młody menżczyzna z Osaki
      W trumnie zbudził się i kłopot miał taki:
         "Jest tu miło, przytulnie
         I wygodnie ogólnie,
      Ale czemu mnie gryzo robaki?"

- Fe, obrzydliwe! - obruszyła się Lavinia.
Roześmiałam się razem z Simonem.
- Nasz tatko mówi, że wielu ludzi pochowano żywcem - dodał. - Mówi, że słyszy, jak sie grzebio w trumnach, kiedy rzuca na nie ziemie.
- Naprawdę? Moja mama boi się, że ją pochowają żywą - powiedziałam.
- Nie chcę dłużej tego słuchać! - krzyknęła Lavinia, zasłaniając uszy. - Idę sobie!
Pospieszyła między grobami do rodziców. Chciałam iść za nią, ale Simon znowu zaczął:
- Nasz dziadek też jest tutaj pochowany.
- Nieprawda.
- Prawda.
- To pokaż mi jego grób.
Simon wskazał rząd drewnianych krzyży po drugiej stronie alejki. Groby biedaków - mama opowiadała mi o nich kiedyś i wyjaśniła, że część ziemi przeznaczono dla tych, którzy nie mogli zapłacić za normalne kwatery.
- Który to jego krzyż? - spytałam.
- Nasz dziadek nie ma krzyża. Szybko by przegnił i sie rozwalił. Zasadziliśmy mu na grobie krzak róży, żeby wiedzieć, gdzie leży. Ukradliśmy go z jakiegoś ogrodu tam, pod wzgórzem.
Zobaczyłam krzak przycięty na zimę. Mieszkamy niedaleko, a przed domem mamy mnóstwo róż. Może ten krzak należał do nas.
- Nasz dziadek też tu pracował - ciągnął Simon. - Tak jak ja i nasz tatko. Zawsze mówił, że to najlepszy cmentarz w Londynie. Chciał leżeć tylko tutaj. O innych opowiadał różne historie. Że wszeńdzie walajo sie kości. Że ledwie przykrywajo nieboszczyków ziemio. I ten smród. - Simon powachlował się dłonią. - A jeszcze w nocy kradno ciała. Tu przynajmniej mamy porzondny mur zakończony kolcami.
- Muszę już iść - powiedziałam. Nie chciałam, żeby uznał, że się przestraszyłam jak Lavinia, ale wolałam nie słuchać o rozkładających się ciałach.
Simon wzruszył ramionami.
- Mógłbym ci sporo pokazać.
- Może innym razem.
Musiałam biec, żeby dogonić nasze rodziny, które szły alejką. Lavinia wzięła mnie za rękę i ścisnęła moją dłoń. Tak się z tego ucieszyłam, że ją pocałowałam.
Kiedy tak szłyśmy ramię w ramię na wzgórze, kątem oka zobaczyłam postać, która niczym duch przeskakiwała od grobu do grobu. Simon najpierw szedł za nami, a potem pobiegł do przodu. Zaczęłam żałować, że go zostawiłyśmy.
Szturchnęłam Lavinię.
- Miły z niego chłopiec, prawda? - Wskazałam cień, który zaraz skrył się za obeliskiem.
- Tak, lubię go - powiedziała Lavinia. - Nawet wtedy, kiedy mówi o różnych okropnościach.
- Nie chciałabyś móc tak biegać jak on?
Lavinia uśmiechnęła się do mnie.
- No to biegnijmy!
Nie spodziewałam się, że to zaproponuje. Spojrzałam na pozostałych - tylko siostra Lavinii zwracała na nas uwagę.
- To raz - szepnęłam.
Ścisnęła mocniej moją dłoń i pobiegłyśmy, żeby poszukać Simona.