Templariusze

  • szt.
  • Cena katalogowa: 45,00 zł
  • Rabat: -22,50 zł (50 %)
  • 22,50 zł

Uwaga! Książka przeceniona ze względu na rysy na okładce.

 

Dramatyczna historia zakonu templariuszy, najpotężniejszego militarnego zakonu krucjatowego. Odsiewając mit od historii, autor przedstawia dzieje templariuszy - wielonarodowej armii wojowniczych mnichów w białych tunikach z czerwonymi krzyżami włożonymi na kolczugi. Będąc unikatowym zjawiskiem wśród chrześcijańskich instytucji, stanowili pierwszą jednolitą armię w zachodnim świecie, a ponadto stali się pionierami międzynarodowej bankowości. Wywłaszczeni przez króla Francji Filipa IV Pięknego w 1307 roku, pod wpływem tortur przyznali się do bluźnierstwa, herezji i sodomii. Ostatecznie zakon został zlikwidowany przez papieża Klemensa V w 1312 roku.

Rok wydania: 2003
Stron: 384
Oprawa: twarda
Format: 145/205
Pakowanie: 14
Tłumacz: Zbigniew Gieniewski

Fragment tekstu:


PODZIĘKOWANIA
Wdzięczny jestem za udzielenie mi zgody na cytowanie fragmentów następujących dzieł: przetłumaczonej przez G.A. Williamsona i opatrzonej jego wstępem Wojny żydowskiej Józefa Flawiusza, wydanej w 1959 roku przez Penguin Books (Copyright © G.A. Williamson); The Rule of the Templars J.M. Uptona-Warda, wydanej w 1992 roku przez The Boydell Press (Copyright © J.M. Upton-Ward); oraz The Murdered Magicians Petera Partnera (Copyright © Peter Partner, 1981) za zgodą A.M. Heatha & Co. Ltd, udzieloną mi w zastępstwie profesora Partnera.

 

PRZEDMOWA
Kim byli templariusze? Jeden obraz tego zbrojnego zakonu znajdujemy w powieściach sir Waltera Scotta. Zakonnik - rycerz w Ivanhoe, Brian z Bois-Guilbert, to demoniczny antybohater, "równie waleczny jak najdzielniejsi w zakonie, wszelako zbrukany właściwymi Krzyżakom grzechami, jako to pycha, arogancja, okrucieństwo i lubieżność; jest to mąż twardy i nieczułego serca, nieznający ani ziemskiego lęku, ani strachu przed gniewem niebios". Dwaj Wielcy Mistrzowie zakonu niewiele są od niego lepsi. Giles Amaury z The Talisman jest zdradliwy i wrogo nastawiony wobec innych, podczas gdy Lucas de Beaumanoir z Ivanhoe to bigot i fanatyk.
Wagner w swoim Parsifalu przeciwnie: podobnych do Krzyżaków rycerzy przedstawia jako wielce cnotliwych strażników świętego Graala. Dziewiętnastowieczne libretto tej opery oparte było na trzynastowiecznym epickim poemacie Wolframa von Eschenbacha, w którym Templeisen są tylko powierzchownie podobni do rycerzy Świątyni, ale już i to ziarenko prawdy wystarczyło, aby w potomności utrwaliło się przekonanie, że poetycka fikcja wiernie odzwierciedlała rzeczywistość. I tak oto w dziewiętnastowiecznych wyobrażeniach zdeprawowani brutale z Ivanhoe i The Talisman zgodnie współegzystowali z wielce rycerską bracią z Parsifala.
W dwudziestym stuleciu pojawił się bardziej złowrogi obraz templariuszy jako prototypów teutońskich rycerzy, którzy w drugiej połowie lat trzydziestych stali się wziętym z historii wzorcem dla utworzonego przez Himmlera SS. W połączeniu z rozpowszechnionym przekonaniem, że krucjaty stanowiły wczesny przykład agresywności i imperializmu zachodniej Europy, templariusze zaczęli być postrzegani jako brutalni fanatycy, którzy narzucali innym swoją ideologię za pomocą miecza. Choć mówi się też, że, całkiem przeciwnie, sprzeniewierzyli się oni szczytnej idei szerzenia chrześcijaństwa, zetknąwszy się na Bliskim Wschodzie z judaizmem i islamem; formowały się tam bowiem tajne społeczności, funkcjonujące dzięki przejętym od starożytnych Egipcjan arkanom tajemnej wiedzy, które następnie przeniknęły do masonów ze Świątyni Salomona, by w rezultacie stać się podstawą działania współczesnych lóż wolnomularzy. Twierdzono również, że po albigeńskiej krucjacie w szeregi templariuszy wkradli się heretyccy katarowie, którzy przez całe wieki potajemnie chronili swoją wiarę w istnienie dynastii królów wywodzących się od praprzodków, zrodzonych ze związku Jezusa z Marią Magdaleną; że w dziewiętnastym wieku pewien kapłan odkrył w południowo-zachodniej Francji ich niewiarygodnie bogaty skarbiec; wreszcie - że katarowie byli w posiadaniu cudownych relikwii, między innymi zabalsamowanej głowy Chrystusa oraz Całunu Turyńskiego.
Celem, jaki sobie postawiłem, przystępując do pisania tej książki, było odkrycie prawdy o zakonie, ale bez snucia fantazyjnych spekulacji, a tylko na podstawie tego, co zostało ustalone dzięki dociekaniom w pełni wiarygodnych historyków. Akcję usytuowałem na szerokiej przestrzeni czasowej: opowieści o templariuszach zaczynają powstawać w 1119 roku, kiedy to Hugon z Payns założył zakon, a może nawet dwadzieścia cztery lata wcześniej, gdy na radzie w mieście Clermont ogłoszono pierwszą krucjatę. Opowieści te są częstokroć oparte na pewnej wiedzy o tle poszczególnych wydarzeń, która zwykłemu czytelnikowi może być nie znana. W moim przekonaniu nader trudno jest zrozumieć mentalność rycerzy zakonu bez zrozumienia znaczenia, jakie przykładały do jerozolimskiej Świątyni trzy monoteistyczne religie - judaizm, chrześcijaństwo oraz islam - i bez przypomnienia sobie, dlaczego od pierwszych o niej wzmianek aż po dzień dzisiejszy zawsze stanowiła ona źródło konfliktów. Jej dzieje stawiają przed badaczami pewne pytania, na które można odpowiedzieć tylko wtedy, gdy z okresu wczesnego średniowiecza spojrzy się wstecz na bezustanny chaos, jaki panował w poprzedniej epoce.
I tak na przykład dziś, gdy rozlegają się żądania, aby obecny papież przeprosił za krucjaty, warto wniknąć w motywy, jakie skłoniły ówczesnych jego poprzedników do wszczęcia świętych wojen. Czytelnikom już obeznanym z historią krucjat niektóre rzeczy, które tu przypominam, mogą się zdać zbędnymi powtórzeniami; trzeba im jednak wiedzieć, że w owych "powtórzeniach" korzystam z badań najnowszej generacji historyków wypraw krzyżowych. W miarę lektury łatwo będzie wszystkim zrozumieć, ile im, jak również innym badaczom, zawdzięczam.
Powoduje mną również uczucie, że to, co jeden ze współczesnych naukowców nazwał "Bożym dziełem, którego dokonali Frankowie", warto ponownie omówić nie tylko dlatego, że jest wielce interesujące samo w sobie, lecz również dlatego, że w dużej mierze znajdujemy w nim bezpośrednie odniesienie do wielu dylematów, przed którymi dzisiaj stoimy. Templariusze byli międzynarodową armią, która walczyła w obronie chrześcijańskiej koncepcji światowego porządku, ich upadek zaś to punkt oznaczający moment, w którym dążenie do osiągnięcia wspólnego dobra w całym chrześcijańskim świecie musiało ustąpić przed tendencjami do zaspokajania interesów poszczególnych państw narodowych; a jest to wszak proces, którego kierunek światowa społeczność właśnie teraz próbuje odwrócić.
W historii templariuszy dostrzec można istotne paralele pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. W osobie cesarza Fryderyka von Hohenstaufa widzimy teraz władcę, którego bezgraniczna amoralność łączy go zarazem z Neronem i z mającym się dopiero narodzić Hitlerem. Średniowieczna koncepcja Świętego Cesarstwa Rzymskiego w znacznym stopniu odrodziła się w aspiracjach twórców Unii Europejskiej. Syryjscy asasyni byli równocześnie potomkami żydowskich sikarów i przodkami sprawców samobójczych zamachów spod znaku Hezbollahu. Stosunek wielu bliskowschodnich muzułmanów do współczesnego Izraela bardzo przypomina stosunek ich przodków do stworzonego przez krzyżowców Królestwa Jerozolimy. Przypomnijmy sobie, ilu to arabskich przywódców, od Gamala Abd-el Nasera po Saddama Husajna, aspirowało do roli współczesnego Saladyna, który zada niewiernym najeźdźcom klęskę pod jakimś nowym Hattinem, albo jak sułtan mameluków, al-Aszraf, zapędzi ich do morza?


Wdzięczny jestem bardzo tym wszystkim historykom, z których prac dowiadywałem się tego, co wiem o templariuszach. W pierwszym rzędzie winienem podziękować profesorowi Jonathanowi Riley-Smithowi za to, że nie szczędził mi zachęt i rad w początkowej fazie pracy nad niniejszą książką, a także profesorowi Richardowi Fletcherowi za to, że przeczytał maszynopis i wskazał mi w nim sporo błędów; przy czym żaden z tych wybitnych historyków nie ponosi najmniejszej odpowiedzialności za niedostatki Templariuszy.
Pragnę także wyrazić wdzięczność Anthony'emu Cheethamowi, który pierwszy podsunął mi myśl o zmierzeniu się z tematyką historyczną i zaproponował, abym napisał rzecz o templariuszach; mojemu agentowi, Gillonowi Aitkenowi, który dopingował mnie do pracy nad tą książką; redaktorce Jane Wood za nieustającą zachętę do tej pracy oraz za nieoceniony wysiłek, jaki włożyła w opracowanie pierwszego szkicu tego tekstu; wreszcie Selinie Walker za pomoc, której mi udzieliła przy pracy nad mapkami i ilustracjami. Wdzięczny jestem również Andrew Sinclairowi, który pozwolił mi korzystać ze swego prywatnego zbioru dzieł na temat templariuszy; Charlesowi Glassowi za zapoznanie mnie z pamiętnikami Usamy Ibn-Munkida; a wreszcie głównemu bibliotekarzowi i całemu personelowi London Library za uprzejmą pomoc, jaką mi okazali, gdy poszukiwałem materiałów do niniejszej książki.

 

 

Część pierwsza
ŚWIĄTYNIA

1
ŚWIĄTYNIA SALOMONA
Na sporządzanych w średniowieczu pergaminowych mapach Jerozolima była sytuowana w samym środku świata. Tak wtedy, jak i dzisiaj, miasto to było święte dla trzech religii: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Dla każdej z tych religii Jerozolima stanowiła miejsce doniosłych wydarzeń, które stworzyły więź pomiędzy Bogiem i człowiekiem; pierwszym z nich były podjęte przez Abrahama przygotowania do złożenia Bogu ofiary z syna Izaaka na nagim głazie, nad którym dzisiaj wznosi się złota kopuła.
Abraham był zamożnym nomadą z Ur w Mezopotamii. Około 1800 lat przed narodzeniem Chrystusa przeniósł się na rozkaz Boga z doliny Eufratu do krainy rozciągającej się pomiędzy Jordanem a Morzem Śródziemnym, a zamieszkanej przez Kananejczyków. W nagrodę za posłuszeństwo, okazane jedynemu prawdziwemu Bogu, dostał w posiadanie tę "miodem i mlekiem płynącą" ziemię, a wraz z nią obietnicę niezliczonego potomstwa, które ją zasiedli. Dla przypieczętowania tej umowy z Bogiem Abraham oraz wszyscy mężczyźni jego plemienia mieli być "pokolenie za pokoleniem" poddawani rytualnemu obrzezaniu.
Zapowiedź mnogiego potomstwa mogła budzić niejakie wątpliwości, jako że małżonka Abrahama, Sara, była bezpłodna. Gdy uświadomiła sobie, że weszła w wiek, w którym nie ma już mowy o wydaniu na świat dziecka, nakłoniła Abrahama do spłodzenia potomka z jej służką, Egipcjanką imieniem Hagar. W rzeczy samej po upływie wymaganego przez naturę czasu Hagar powiła syna, który otrzymał imię Ismael. Kilka lat później, gdy o najgorętszej porze dnia Abraham siedział u wejścia do swego namiotu, stanęło przed nim trzech nieznajomych mężczyzn. Oznajmili mu oni, że Sara, która miała wówczas już ponad dziewięćdziesiąt lat, wyda na świat dziecko.
Abraham zaśmiał się na to, a i sama Sara potraktowała tę nowinę jako żart. "Oto teraz, kiedy minął już dla mnie czas rodzenia dzieci, a mój małżonek jest starcem, ma mnie znowu spotkać radość płodzenia!"1* Jednakże przepowiednia okazała się prawdziwa: Sara zaszła w ciążę i urodziła Izaaka. Gdy to się stało, obróciła się przeciw Ismaelowi, który wszak stał się dla Izaaka rywalem do dziedzictwa po Abrahamie; zażądała od małżonka, aby odesłał precz i jego, i Hagar. Bóg stanął po stronie Sary, toteż zawsze posłuszny Jego woli Abraham odprawił Ismaela i jego matkę na pustynię Beerszeba, dając im na drogę jedynie trochę chleba i bukłak wody. Kiedy zapas wody się skończył, Hagar, która nie wyobrażała sobie, jak mogłaby znieść widok umierającego z pragnienia synka, postanowiła pozostawić go w cieniu jakiegoś krzewu; wszelako Bóg wskazał jej drogę do źródła, zarazem obiecując, że Ismael napotka na pustyniach Arabii pewien wielki lud.
To w tej właśnie chwili Bóg postanowił wystawić Abrahama na ostateczną próbę, rozkazując mu poświęcić "Izaaka, jedyne twoje dziecię, które kochasz […] jako ofiarę całopalenia na wskazanej ci przeze mnie górze". Abraham posłuchał go bez najmniejszego sprzeciwu. Zabrał Izaaka na wyznaczone przez Boga miejsce, którym był głaz wystający ze wzgórza Moria, ułożył na tej namiastce ołtarza stos i umieścił na nim Izaaka, po czym chwycił nóż, aby zabić swego synka, jednakże w ostatniej chwili Bóg kazał mu zaniechać tego zamiaru. "Nie podnoś ręki na tego chłopca […] Nie czyń mu krzywdy, albowiem teraz już wiem, iż jest w tobie bojaźń boża. Nie odmówiłeś mi ofiary ze swego syna, jedynego syna […] a ponieważ tak postąpiłeś […] obsypię cię dobrodziejstwami. Sprawię, iż potomstwo twoje będzie tak liczne, jak gwiazdy na niebie i ziarnka piasku na morskim brzegu […] W nagrodę za twe posłuszeństwo potomkowie twoi będą błogosławieństwem dla wszystkich narodów na tej ziemi"2.


Czy Abraham to rzeczywista postać? W czasach nowożytnych opinie uczonych w tym względzie oscylowały pomiędzy sceptycyzmem niemieckich egzegetów, uważających go za mitologiczne zmyślenie, a bardziej pozytywnymi sądami, które były rezultatem archeologicznych odkryć na terytorium Mezopotamii3. W średniowieczu jednak nikt nie powątpiewał w istnienie Abrahama i niemal wszyscy ci, którzy żyli pomiędzy subkontynentem indyjskim a Oceanem Atlantyckim, uważali się za potomków patriarchy z Ur - chrześcijanie metaforycznie, a muzułmanie i żydzi w dosłownym tego rozumieniu. Żydzi mieli nawet genealogię, która tego dowodziła: zbiór skompilowanych w Torze tekstów, które przedstawiały historię potomków Abrahama.
Wynika z nich, że około 1300 roku przed Chrystusem wielki głód zmusił Żydów do przeniesienia się z Palestyny do Egiptu. Powitani tam zostali jako mile widziani goście przez Józefa, Żyda i głównego ministra faraona, w młodości pozostawionego na pewną śmierć na pustyni przez zawistnych braci; jednakże po śmierci Józefa i objęciu tronu przez nowego faraona Żydów uczyniono niewolnikami i zapędzono do pracy przy wznoszonej w Pi-Ramases nowej rezydencji dla Ramzesa II.
Mojżesz, pierwszy z wielkich proroków Izraela, wyprowadził swój lud z Egiptu na pustynię. Tam, na górze Synaj, otrzymał od Boga kamienne tablice, na których wyryte były Boże przykazania. Aby je przechowywać, Żydzi zbudowali przenośny relikwiarz, który nazwali Arką Przymierza. Po wieloletniej wędrówce po pustyni Synaj dotarli do Ziemi Obiecanej, czyli do Kanaanu, jednakże sam Mojżesz mógł się jej przyjrzeć tylko z oddali; tak został ukarany za swe poprzednie wykroczenia. Narodziny narodu żydowskiego proklamował jego następca, Jozue. W latach 1220-1200 p.n.e. Żydzi podbili Palestynę. Ich zmagania z jej rdzennymi mieszkańcami nie przebiegły jednak w pełni uczciwie - Bóg opowiedział się po stronie Żydów. Mimo to zwycięstwo nigdy nie było ostateczne: Żydzi byli zmuszeni toczyć bezustanne wojny z sąsiadującymi z ich krainą plemionami Filistynów, Moabitów, Ammonitów, Amalekitów, Edomitów i Aramejczyków; wszystko to jednak przetrwali, takie bowiem było ich dość nieokreślone przeznaczenie.
Związek Boga z wybranym przez niego narodem nie był bynajmniej bezkonfliktowy, gdyż był to Bóg zazdrosny i skłonny do gniewu, kiedy Żydzi zwracali się ku innym bogom lub łamali surowe przepisy, które miały kierować ich postępowaniem. Przepisy te wywodziły się z Dziesięciorga Przykazań, wręczonych Mojżeszowi na górze Synaj, a zawierały nakazy przestrzegania obowiązkowych rytuałów oraz nader szczegółowe prawa. Żydzi ze swej strony byli nader niestali: odwracali się od Boga, aby oddawać cześć takim bożyszczom, jak złoty cielec4, lub pogańskim bożkom takim na przykład, jak Isztar i Baal5. Wykorzystywali zesłanych im przez Boga proroków, aby następnie ich przegnać. Nawet ich królowie, boży pomazańcy, bywali grzesznikami: Saul nie usłuchał Bożego rozkazu i nie dokonał całkowitej eksterminacji Amalekitów6, Dawid zaś uwiódł Batszebę, żonę Hetyty Uriasza, po czym polecił dowodzącemu armią Joabowi, by podczas bitwy "posłał Uriasza tam, gdzie walka była najzaciętsza, a następnie spowolnił pozostałych żołnierzy, by osamotniony Uriasz niechybnie zginął"7.


To właśnie Dawid pod koniec pierwszego milenium przed Chrystusem zdobył Jerozolimę, pokonując jej rdzennych mieszkańców, Jebuzytów. Jeden z nich, Onan, posiadał poniżej cytadeli, na wzgórzu Moab, blisko miejsca, które Bóg wybrał dla Abrahama na złożenie ofiary z Izaaka, klepisko do młocki. Na polecenie Boga Dawid kupił je pod świątynię, w której miała być złożona Arka Przymierza, a następnie zgromadził materiały do jej budowy. Ostatecznie Świątynia została wzniesiona około 950 roku p.n.e. przez jego syna, Salomona.
Za panowania Salomona niepodległe państwo żydowskie osiągnęło swoje apogeum, jednakże po jego śmierci Izrael został podbity przez potężnych sąsiadów ze wschodu - Asyryjczyków, Chaldejczyków i Persów. Świątynia Salomona została zburzona w 586 roku p.n.e. przez Chaldejczyków, za panowania ich króla Nabuchodonozora, Żydzi zaś zostali wywiezieni do Babilonu jako niewolnicy. Chaldejczycy zostali z kolei pokonani przez Persów, których król, Cyrus, w 515 roku przed Chrystusem pozwolił Żydom wrócić do Jerozolimy i odbudować Świątynię.
W czwartym wieku starej ery fala podboju wezbrała na Wschodzie, by ostatecznie napłynąć od Zachodu: Persowie zostali pokonani przez macedońskich Greków, którym przewodził młody król Aleksander Wielki. Po przedwczesnej śmierci Aleksandra jego imperium podzielili pomiędzy siebie perscy generałowie, natomiast o Palestynę rywalizowali ze sobą egipscy Ptolemeusze oraz działający z terenu Mezopotamii Seleucydzi. W pozbawionej króla Jerozolimie większość jego funkcji i obowiązków wobec Żydów zaczął pełnić ich najwyższy kapłan.
W 167 roku przed narodzeniem Chrystusa kwestie religijne doprowadziły do żydowskiej rewolty przeciwko Grekom; przekształciła się ona w zwycięską walkę o polityczną niepodległość. Przewodzący temu powstaniu trzej machabejscy bracia ustanowili tak zwaną hasmoneuszowską dynastię żydowskich królów, którzy odzyskali większość terytoriów rządzonych  niegdyś przez Dawida i Salomona. Ponieważ jednak wadzili się oni nieustannie ze swymi sąsiadami, poproszona została o interwencję nowa, wschodząca potęga - Rzym. Judejski król Hyrkan oddał się wraz ze swym ministrem Antypatrem pod opiekę rzymskiego generała, który podbił Syrię; był to Gnejusz Pompejusz, późniejszy Pompejusz Wielki.
Jerozolima pozostała we władzy Aristobulosa, rywala Hyrkana, który rościł sobie pretensje do tronu. Po trzymiesięcznym oblężeniu legiony Pompejusza zdobyły miasto. Rzymianie stracili zaledwie paru żołnierzy, za to Żydów padło aż dwanaście tysięcy; jednakże zdaniem żydowskiego dziejopisa Józefa Flawiusza tak obfite żniwo śmierci było dla jego rodaków mniejszą tragedią niż to, że Pompejusz zbezcześcił Świątynię.

Żadne z nieszczęść, które nas wówczas spotkały, nie wywołało wśród ludu większego wstrząsu niż to, że obcy odsłonili święte miejsce, dotychczas niedostępne dla czyjegokolwiek wzroku. Pompejusz wkroczył wraz ze swoją świtą do Sanktuarium, do którego najwyższy kapłan nikomu nie pozwalał wejść, po czym ujrzał, co się w nim znajdowało: ustawione na przeznaczonej dla nich podstawie lampy, stół, ceremonialne puchary i kadzielnice, a wszystko z czystego złota, oraz wielki stos przypraw i świętych monet…

Rzymianie stali się rozdawcami władzy w żydowskim państwie. Pompejusz przywrócił Hyrkanowi godność najwyższego kapłana, jednakże przekonawszy się, że jest on nieudolnym władcą, polityczne rządy oddał w ręce jego pierwszego ministra, Antypatra. Gdy Juliusz Cezar przybył w 47 roku p.n.e. do Syrii, uczynił Antypatra obywatelem Rzymu i mianował go namiestnikiem całej Judei; najstarszy syn Antypatra, Fazael, został gubernatorem Judei, młodszy zaś, Herod - wówczas zaledwie dwudziestosześcioletni - gubernatorem Galilei. Marek Antoniusz, który tak samo jak Juliusz Cezar miał godność konsula, tak się zaprzyjaźnił z Herodem, że przyjaźń ta trwała przez całe jego życie.
Siedem lat później Palestynę najechali Partowie. Herod poprzez Arabię i Egipt zbiegł do Rzymu, gdzie Senat wyekwipował dla niego armię i mianował go królem Judei. Pod jego dowództwem przydzielona mu armia pokonała Partów i choć sprzymierzył się z Markiem Antoniuszem przeciwko Oktawianowi, ten, pokonawszy Marka Antoniusza w bitwie pod Akcjum, zatwierdził Heroda jako króla Judei.
Znalazłszy się w apogeum chwały, król Herod upiększył Judeę wspaniałymi miastami i umocnił ją imponującymi fortecami, większości ich nadając nazwy, które pochodziły od imion jego dobroczyńców i członków rodziny. Na wybrzeżu, pomiędzy Jafą i Hajfą, zbudował nowe miasto, nadając mu nazwę Cezarea, a w Jerozolimie - fortecę, którą nazwał Antonią. Rozbudował fortyfikacje w Masadzie, gdzie jego rodzina schroniła się przed Partami, a na wzgórzach dzielących Judeę od Arabii wzniósł nową twierdzę i nadał jej nazwę, którą uhonorował samego siebie: Herodium.
Będąc mężem wyjątkowo odważnym i zdolnym, Herod świadom był tego, że utrzymanie władzy nad Palestyną zależeć będzie od tego, czy uda mu się spełniać oczekiwania Rzymian, nie czyniąc zarazem nic takiego, co by zagroziło głębokiej religijności Żydów. Rzymianie uważali sprawowanie kontroli nad Palestyną i Syrią za główny warunek zapewnienia bezpieczeństwa i dobrobytu ich imperium. Panowało ono nad lądowymi szlakami, łączącymi Egipt z Mezopotamią, jak również nad wschodnią częścią Morza Śródziemnego. Miasto Rzym uzależnione było od regularnych dostaw egipskiego zboża, które byłyby zagrożone, gdyby porty na wschodnim wybrzeżu wpadły w ręce Partów.
Większym problemem dla Heroda byli Żydzi. Od czasów Aleksandra Wielkiego pozostawali oni pod kulturowym wpływem Greków, a obecna polityczna podległość wobec Rzymu umacniała w nich poczucie przeznaczenia jako narodu wybranego przez Boga. W sąsiadujących z nimi poganach ich nadzwyczajna wierność religijnym przekonaniom i praktykom budziła zarazem podziw i uczucie desperacji. Oblegając bastion pełnego determinacji oporu, jakim stała się dla Żydów ich Świątynia, Pompejusz

był zdumiony niewzruszalną wytrwałością Żydów, a nade wszystko tym, że pod gradem spadających na nich pocisków nie zaniechali żadnego religijnego obrządku. Tak jakby w mieście panował całkowity spokój, składali codzienne ofiary, odbywali modły za zmarłych i skrupulatnie dopełniali ku chwale Boga wszystkich pozostałych obrządków religijnych. Nawet gdy już Rzymianie wtargnęli do Świątyni i zaczęła się tam straszliwa rzeź, zgromadzeni wokół ołtarza Żydzi nie zaniechali przewidzianych na ten dzień ceremonii8.

Jednakże odgradzanie się od innych w przekonaniu, że kontakt z gojami ich kala, antagonizowało Żydów z ich sąsiadami. A przecież w owym czasie nie byli oni już uwięzieni w granicach Palestyny: w wielu dużych miastach grecko-rzymskiego świata, jak również na terytoriach perskiego imperium, za Eufratem, żyły teraz liczne społeczności żydowskie. W Aleksandrii krytyczne głosy na temat ich odrębności odnotowano już w trzecim wieku p.n.e. W Rzymie, gdzie wszak jako jedyna obca narodowość uzyskali oni zgodę na nieuczestniczenie w pogańskich obrządkach oraz na przestrzeganie przepisów dotyczących szabatu, Cyceron uskarżał się w swym Pro Flacco na ich klanowość i nadmierne wpływy, Tacyt zaś tak napisał w swoich Dziejach o tym, co uważał za mizantropię Żydów: "Wobec każdej innej nacji czują oni jedynie wrogość i nienawiść. Na osobności spożywają posiłki, na osobności sypiają i choć jako rasa są pożądliwi, to powstrzymują się od stosunków płciowych z nie-Żydówkami; a przecież w ich własnym kręgu nic nie jest sprzeczne z prawem"9.
We własnym kraju poczucie wyższości wobec wszystkich pogańskich narodów miało dla Żydów poważne skutki polityczne. Co jakiś czas, kiedy zostali podbici przez liczniejszych i potężniejszych sąsiadów - najpierw przez Egipcjan, potem przez Persów, następnie przez Greków, a obecnie przez Rzymian - powstawali przeciw okupantom w przekonaniu, że Bóg jest po ich stronie. I co jakiś czas początkowe zwycięstwa pociągały za sobą okrutne represje.
Herod, chociaż był obywatelem Rzymu i miał arabskie korzenie, nader skrupulatnie przestrzegał żydowskiego prawa; aby zaś jeszcze bardziej sobie pozyskać wyznawców swej przybranej wiary, ogłosił, że odbuduje Świątynię. Żydzi zareagowali na tę obietnicę z pewną podejrzliwością, by więc ich upewnić, że naprawdę zamierza zrealizować ten ambitny zamiar, zmuszony był im obiecać, iż nie zburzy starej Świątyni, zanim nie zgromadzi wszystkich materiałów niezbędnych dla zbudowania nowej. Ponieważ w okolicy Świątyni wolno było przebywać tylko kapłanom, Herod zebrał tysiąc lewitów, którzy wyszkolili się w mularstwie i ciesielstwie. Fundamenty drugiej Świątyni zostały znacznie powiększone dzięki budowie potężnych murów oporowych od zachodu, południa i wschodu. Wzdłuż krawędzi wielkiej platformy, podtrzymywanej przez pokryte ziemią usypiska gruzu lub przez łukowate podpory, biegły przykryte dachami galerie. Cały święty teren został ogrodzony, a przy każdym z trzynastu umieszczonych w tym ogrodzeniu wrót widniało napisane po łacinie i po grecku ostrzeżenie, że każdy goj, który je przekroczy, zostanie ukarany śmiercią.
W samym środku ogrodzonego terenu znajdowała się właściwa Świątynia, obramowana kolumnadami. Po jednej jej stronie był Dziedziniec Niewiast, a za Pięknymi Wrotami - Dziedziniec Kapłanów. Do Sanktuarium wiodło dwoje złotych drzwi, przed którymi rozpięta była uszyta z babilońskich gobelinów kurtyna z wyhaftowanymi na niej błękitnymi, szkarłatnymi i purpurowymi wzorami, które symbolizowały wszelkie stworzenie. W wewnętrznym sanctum, osłoniętym wielkim woalem, umieszczona była Świętość nad Świętościami, do której wolno się było zbliżyć tylko najwyższemu kapłanowi, a i to jedynie w pewne wyznaczone dni roku. Głaz, na którym Abraham przygotowywał się do złożenia Bogu ofiary ze swego synka, pełnił funkcję ołtarza; zabijano na nim koźlęta lub gołębice i jeszcze dziś na północnym skraju głazu widoczne jest wgłębienie, do którego spływała ofiarna krew.
Rozmiary Świątyni mogły przyprawić o zawrót głowy, a tam, gdzie zwieszała się ona nad doliną Kidronu, zdawała się wznosić na wręcz niebotyczną wysokość. Jej wspaniałość nie mogła nie wzbudzić w poddanych Heroda przeświadczenia, że pomimo arabskiego pochodzenia zasługiwał on na miano prawdziwego Żyda. Jednakże król nie miał zwyczaju pozostawiania czegokolwiek przypadkowi. Forteca Antonia stanowiła na północy część otaczającego teren Świątyni muru i stale stacjonował w niej oddział rzymskiej piechoty; podczas największych i najtłumniejszych świątecznych ceremonii żołnierze, w pełnym uzbrojeniu, byli rozstawiani wzdłuż świątynnych kolumnad.
Świątynia była kulminacyjnym osiągnięciem Heroda, jednej z najniezwyklejszych postaci starożytnego świata. W kwiecie wieku wyniósł on Izrael na poziom takiej świetności, jakiej nigdy przedtem ani potem państwo to nie osiągnęło. Jego szczodrość wzbogaciła również cudzoziemskie miasta - Bejrut, Damaszek, Antiochię i wyspę Rodos. Będąc utalentowanym wojownikiem i zręcznym myśliwym, jako zapalony atleta Herod patronował i przewodniczył igrzyskom olimpijskim. Używał swoich wpływów, by chronić poszczególne społeczności żydowskiej diaspory, jak również chętnie dzielił się swym bogactwem ze wszystkimi będącymi w potrzebie na całym obszarze wschodniego Śródmorza. A jednak nie udało mu się stworzyć trwałej dynastii, gdyż w miarę upływu życia coraz silniej władała nim paranoja, która dobroczynnego despotę przeobraziła w tyrana.
Niewiele można mieć wątpliwości co do tego, że Herod rządził w atmosferze spisków i intryg. Zamordowano mu ojca i brata. Miał potężnych wrogów zarówno wśród żydowskich faryzeuszy, którzy nie mogli pogodzić się z tym, że rządzi nimi człowiek obcego pochodzenia i w dodatku podległy pogańskiemu Rzymowi, jak i pośród tych, którzy wprawdzie zaliczali się do Hasmoneuszy, ale rościli sobie prawa do judejskiego tronu. Aby zjednać sobie tych drugich, Herod rozwiódł się z Doris, ukochaną jeszcze z czasów młodości, biorąc za żonę Mariamme, wnuczkę najwyższego kapłana Hyrkana.
Kiedy Partowie podbili Palestynę, Hyrkan stał się ich jeńcem, lecz dzięki wstawiennictwu Żydów, którzy żyli za Eufratem, odzyskał wolność. Ośmielony małżeństwem wnuczki z Herodem, wrócił do Jerozolimy, gdzie niezwłocznie został z rozkazu króla stracony; nie dlatego, jak to wyjaśnia Józef, że domagał się korony, "lecz dlatego, że tron w samej rzeczy należał do niego"10. Innym potencjalnym rywalem do tego tronu był brat Mariamme, Jonatan, który z nadania Heroda w wieku zaledwie siedemnastu lat został najwyższym kapłanem; gdy jednak podczas świątecznej ceremonii przywdział święte szaty i zbliżył się do ołtarza, a wówczas Herod zobaczył, że wszyscy obecni rozpłakali się ze wzruszenia, kazał go swemu galijskiemu gwardziście utopić.
To, co z politycznego punktu widzenia było dla Heroda korzystne, w jego stosunkach z małżonką okazało się katastrofalnym posunięciem. Władca szczerze pokochał Mariamme, która jednak po tym, co uczynił z jej dziadkiem i bratem, równie szczerze go znienawidziła. Wzmagało tę nienawiść jeszcze i to, że w głębi duszy żydowska księżniczka gardziła arabskim parweniuszem, co dręczyło Heroda, a wręcz doprowadzało do furii jego rodzinę, zwłaszcza siostrę Salome. Gdyby w roli Heroda obsadzić Otella, to Salome byłaby Jagonem: udało się jej wmówić bratu, że Mariamme zdradzała go z jej mężem, Józefem. Herod wydał rozkaz, by oboje niezwłocznie stracono, a paranoja zwróciła jego myśli ku dwójce synów, których urodziła mu Mariamme: przekonany, że spiskowali przeciwko niemu, kazał ich w 7 roku przed Chrystusem udusić w miejscowości Sebaste. U kresu życia, gdy leżał na łożu śmierci, dręczony "swędzeniem na całym ciele, które było nie do zniesienia, bezustannymi bólami podbrzusza, obrzmieniem stóp, przypominającym puchlinę wodną, oraz martwicą genitaliów, w których zalęgło się robactwo", powiedziano mu, że jego najstarszy syn i dziedzic, Antypater, planował otrucie go. Antypater został zabity przez gwardzistę ojca. Pięć dni później także i sam Herod był martwy.


Rzecz jasna, nie tylko wszystkie te rodzinne tragedie przeobraziły potencjalnie wielkiego króla w tyrana; w większym stopniu przyczyniła się do tego porażka, jaką skończyły się jego starania, by dokonać niemożliwej skądinąd rzeczy: pojednać naród wybrany przez Boga z pogańskimi rządcami. Podczas przeprowadzonego w 7 roku p.n.e. spisu ludności sześć tysięcy faryzeuszy odmówiło złożenia przysięgi lojalności wobec Oktawiana, teraz już cesarza Augusta, a na krótko przed śmiercią Heroda około czterdziestu zwolenników dwóch jerozolimskich rabinów, powszechnie znanych jako orędownicy żydowskiej tradycji, spuściło się na linach z dachu Świątyni, żeby usunąć pogańskiego bożka w postaci złotego orła, którego z rozkazu Heroda umieszczono nad świątynnymi Wielkimi Wrotami. Za ten czyn obaj rabini zostali aresztowani i z wyroku króla żywcem spaleni.
Następcy Heroda okazali się mniej od niego skuteczni w tłumieniu tej rodzącej się buntowniczości Żydów. Zgodnie z testamentem Heroda, zresztą wielokrotnie zmienianym, królestwo miało zostać podzielone pomiędzy trzech spośród jego synów: Archelaosa, Heroda Antypasa i Filipa. Cesarz August zatwierdził to rozporządzenie, jednakże odmówił Archelaosowi tytułu króla, czyniąc go jedynie etnarchą, czyli gubernatorem Judei i Samarii, a po dziewięciu latach jego nieudolnych rządów pozbawił go tytułu i stanowiska, zarazem skazując na wygnanie i nakazując mu pobyt w galijskim mieście Vienne. Judea miała być odtąd rządzona przez rzymskich prokuratorów; pierwszym został Coponius, drugim Valerius Gratus, a trzecim, który w 26 roku po narodzeniu Chrystusa objął rządy był Poncjusz Piłat.
Ten sposób sprawowania władzy nie zapewnił Palestynie stabilności. Podczas gdy żydowska arystokracja i elita saduceuszy robiły, co mogły, by łagodzić niezadowolenie ludu, wysokie podatki nałożone przez Rzymian, którzy w dodatku zupełnie się nie liczyli z religijnymi wierzeniami Żydów, skutkowały sporadycznymi rebeliami; rebelie te doprowadziły w końcu do otwartej wojny. Żydowscy powstańcy zdobyli Masadę, wyrzynając tamtejszy rzymski garnizon. Eleazar, syn najwyższego kapłana Ananiasza, nakłonił kapłanów Świątyni do zaniechania ofiarnych ceremonii na intencję Rzymu oraz cezara. To jawne wyzwanie, rzucone okupantom, przerodziło się w powszechne powstanie: Żydzi opanowali Antonię, Ananiasz został zamordowany, a Rzymianie zmuszeni byli wycofać się do ufortyfikowanych wież pałacu Heroda. W Cezarei, administracyjnej stolicy Rzymian na wybrzeżu, tamtejsi goje napadli na żydowską kolonię i zamordowali wszystkich jej mieszkańców. Ta masakra rozwścieczyła wszystkich palestyńskich Żydów, którzy w odwecie złupili greckie i syryjskie miasta, w tym takie jak Filadelfia i Pella, mordując ich mieszkańców.
We wrześniu 66 roku rzymski legat w Syrii, Cestiusz Gallus, wyruszył z Antiochii na czele Dwunastego Legionu z zamiarem przywrócenia ładu w Palestynie. Żydowscy rebelianci w Jerozolimie stawili mu opór; po kilku starciach na zewnątrz miasta Cestiusz nakazał odwrót. Odwrót przekształcił się w pogrom Rzymian. Żydzi stali się panami na własnej ziemi i przystąpili do organizowania obrony na wypadek, gdyby Rzymianie wrócili.

Jeśli się zna rozmiary katastrofy, która miała ich dotknąć, to może wręcz zdumiewać fakt, że Żydzi wyobrażali sobie, że będą zdolni stawić czoło rzymskiej potędze. Oczywiście, byli wśród nich tacy, "którzy aż nazbyt wyraźnie widzieli nadciągającą tragedię i otwarcie nad tym lamentowali"11, lecz przygniatająca większość była całkowicie przekonana, że oto przyszła chwila, w której spełni się przeznaczenie Izraela. Bądź co bądź, Żydzi byli narodem wybranym przez Boga i od pradawnych czasów ich prorocy zapowiadali nie tylko wyzwolenie, ale i nadejście wyzwoliciela, określanego jako "Pomazaniec", czyli po hebrajsku - Mesjasz. Bóg obiecał Abrahamowi i Izaakowi, że z ich nasienia zrodzi się ocalenie, którego natury wprawdzie nie określił, lecz z czasem owo pojęcie ocalenia połączyło się z wyobrażeniem jakiegoś wywodzącego się z rodu Dawida króla, którego rządy będą wieczne. Miał on z całą pewnością być żydowskim bohaterem ("Spójrzcie, nadchodzą dni […] gdy wyhoduję cnotliwą Gałązkę Dawida. Ów jego potomek rządzić będzie jako prawdziwy król, okazując tej ziemi mądrość i zachowując uczciwość i prawość. Za jego panowania Juda doczeka ocalenia, Izrael zaś żyć będzie bez lęku")12, ale władzę miał sprawować nad całym światem ("cesarstwo jego rozciągać się będzie od morza do morza, od rzeki aż po krańce ziemi […] wszyscy królowie cześć mu będą oddawać i wszystkie narody staną się jego sługami")13. To właśnie owo poczucie mesjanicznych oczekiwań, rozpowszechnione w pierwszym stuleciu wśród palestyńskich Żydów, dało im śmiałość stawienia czoła potędze Rzymu.
Główna linia istniejącego wśród Żydów podziału przebiegała pomiędzy saduceuszami i faryzeuszami: saduceusze stanowili elitę, która sprawowała kontrolę nad Świątynią i bardziej liberalnie interpretowała prawo; faryzeusze odznaczali się większą surowością, większą skromnością i byli bardziej radykalni, przy czym, narzucając szczegółowe normy postępowania w każdym aspekcie życia Żydów, opierali się na ustnym przekazie prawa. Największa różnica, jaka dzieliła religijne przekonania obu tych fakcji, dotyczyła tego, co czeka ludzi po śmierci; saduceusze byli agnostykami, faryzeusze zaś obstawali przy nieśmiertelności duszy, indywidualnym zmartwychwstaniu oraz przy tym, że na tamtym świecie Bóg nagradza każdego za jego cnoty i karze za grzechy.
To faryzeusze najgłośniej wyrażali swój sprzeciw przeciwko rządom Rzymu; istniały wśród nich fanatyczne sekty zwolenników życia w skromności, jak na przykład esseńczycy, żyjący w niemal klasztornych społecznościach, czy też zeloci - fakcja terrorystów, gardzących nie tylko Rzymianami, ale i każdym Żydem, który z nimi kolaborował. Mieli zabójców znanych jako sikarowie (od greckiego sikarioi, czyli "ludzie ze sztyletami"); korzystali oni z okazji, gdy zebrało się jakieś większe skupisko ludzi: wciskali się wówczas w tłum i niepostrzeżenie mordowali swych wrogów. Duża grupa zelotów zbiegła z Galilei do Jerozolimy, by wypowiedzieć swoistą klasową wojnę tym, którzy zaoferowali im gościnę.

Byli nienasyceni, jeśli chodzi o łupiestwo: plądrowali domy bogatych ludzi. Dla rozrywki mordowali mężczyzn, gwałcili niewiasty i pili krew swoich ofiar. Z czystych nudów oddawali się praktykowaniu zniewieściałości, wpinając ozdoby we włosy, przywdziewając kobiece stroje, skrapiając się pachnidłami i podmalowując oczy, aby wyglądać bardziej pociągająco. Naśladowali kobiety nie tylko w ubiorze, ale i w namiętnościach, przy czym pod wpływem najpodlejszej sprośności wymyślali rozrywki, których prawo zabraniało; tarzali się w moralnym błocie, zamieniając całe miasto w burdel i kalając je swoimi plugawymi praktykami. Twarze mieli wprawdzie kobiece, lecz ręce morderców; podchodzili do swych ofiar kuszącymi niewieścimi kroczkami, po czym w ułamku chwili przeobrażali się w wojowników: wyciągali spod kolorowych płaszczy miecze i przebijali nimi wszystkich przechodniów14.

Gdy wieść o klęsce Cestiusza Gallusa dotarła do Nerona, cesarz zwrócił się do weterana wielu wojen, generała Wespazjana, i jemu powierzył dowództwo rzymskich wojsk w Syrii. Wespazjan posłał swego syna, Tytusa, do Aleksandrii, polecając mu poprowadzenie stacjonującego tam Piętnastego Legionu do Ptolemais, gdzie mieli się spotkać. Te połączone siły wkroczyły do Galilei i, choć z wielkim trudem, opanowały miasta pozostające w rękach zrewoltowanych Żydów, mordując lub czyniąc niewolnikami ich mieszkańców. Każde z tych miast zaciekle się broniło, a zwłaszcza Jopata, gdzie dowodził Józef ben-Matthias, który potem przeszedł na stronę Rzymian i zmienił imię, stając się Józefem Flawiuszem, autorem opisu tych wydarzeń, zatytułowanego Wojna żydowska.
W połowie tej wojny Neron został zamordowany. Taki sam los spotkał jego następcę, Galbę. Wybuchła wojna domowa, gdyż o cesarski tron ubiegało się dwóch kandydatów, Othon i Witeliusz. Zwyciężył ten drugi, jednakże stacjonujące w Cezarei legiony nie uznały go, ogłaszając cesarzem Wespazjana. Poparł go gubernator Egiptu, Tyberiusz Aleksander, jak również legiony stacjonujące na terytorium Syrii. W Rzymie zwolennicy Wespazjana usunęli Witeliusza i okrzyknęli swojego faworyta dziedzicem cesarskiego tronu. On sam dowiedział się o tym w Aleksandrii, skąd popłynął do Rzymu, pozostawiając zadanie ostatecznego uśmierzenia żydowskiego powstania Tytusowi.
Żydzi bronili się już tylko w paru oddalonych od centrum kraju fortecach oraz w samej Jerozolimie, która była otoczona przez rzymskie legiony. Obrońcy stawiali zaciekły opór: kiedy renegat Józefa okrążał mury, nawołując swych rodaków do poddania się, odpowiadały mu szyderstwa i zniewagi. Jednakże miasto już cierpiało głód, toteż Józef, który w swym opisie wojny pragnął dowieść, że deprawacja, jakiej ulegli powstańcy, niejako unieważniła słuszność sprawy, o którą walczyli, nie bez pewnego rodzaju satysfakcji pisał, jak to głód sprawiał, iż żony rabowały mężów, dzieci ojców i, co "najpotworniejsze ze wszystkiego - matki swoje dzieciątka, którym wręcz wyrywały z ust pokarm; a gdy najdroższe pociechy umierały w ich ramionach, nie wahały się pozbawić je nędznych kęsów, które mogłyby im jeszcze uratować życie". Najbardziej przerażającym przykładem takiego sprzecznego z naturą zachowania była historia pewnej Marii z wioski Bethezub. Zabiła ona własne niemowlę, "po czym upiekła je i zjadłszy jedną jego połowę, drugą ukryła, zostawiając ją sobie na później"15.
Nie ulegało już najmniejszej wątpliwości, jak się to wszystko skończy, a mimo to każdy kwartał miasta był zaciekle broniony. Pierwsza wpadła w ręce Rzymian forteca Antonia, lecz Świątynia odparła atak. Przez sześć dni tarany rzymskich legionów waliły w jej mury, nie czyniąc żadnego uszczerbku wielkim kamiennym blokom, z najwyższą dokładnością oszlifowanym i dopasowanym przez mularzy Heroda. Równie bezowocna okazała się próba podkopania północnej bramy. Nie chcąc ryzykować dalszych strat w ludziach, Tytus zaniechał próby sforsowania murów górą i zamiast tego wydał rozkaz podpalenia wrót. Srebrna łuska, którą były one pokryte, stopiła się pod wpływem żaru, drewno zajęło się ogniem. Pożar rozszerzył się na kolumnady, co otworzyło rzymskim żołnierzom drogę przez okopconą murarkę. W legionistach wrzała taka wściekłość na Żydów, że w szale walki zabijali nie tylko uzbrojonych powstańców, ale i bezbronnych cywilów. Jeśli wierzyć Józefowi Flawiuszowi, który gorliwie starał się wybielić swego dobroczyńcę w oczach Żydów z diaspory, Tytus zrobił wszystko, co było w jego mocy, by ocalić Sanktuarium, lecz jego żołnierze je podpalili. Tak więc to, co Józef nazywa "najwspanialszą, jaką kiedykolwiek widziano lub o jakiej słyszano, budowlą, zarówno pod względem rozmiarów i konstrukcji, jak i niezrównanej perfekcji każdego szczegółu oraz blasku chwały, bijącego od jej świętych miejsc" - zostało zniszczone.


Tak potężnie była ufortyfikowana Jerozolima i tak wielka determinacja jej obrońców, że na jej zdobycie potrzeba było Tytusowi i jego legionom aż sześciu miesięcy - od marca do września 70 roku n.e. Z mieszkańców mało kto ocalał. Ci, którzy schronili się w kanałach ściekowych - albo umarli z głodu, albo zadali sobie śmierć, albo zginęli z rąk Rzymian, wychodząc na powierzchnię. Wedle oceny Józefa podczas oblężenia Jerozolimy poniosło śmierć ponad milion ludzi, a kto przeżył, ten stał się niewolnikiem. Tytus pozostawił w mieście garnizon, rozkazując, by to, co zostało z miasta, w tym i Świątynia, zostało zrównane z ziemią. W powrotnej drodze do Cezarei, 24 października, uświetnił on swoje urodziny, oglądając umierających na arenie żydowskich jeńców, zabijanych albo przez dzikie zwierzęta, albo przez innych Żydów, z którymi byli zmuszeni walczyć, albo przez ogień, gdyż byli żywcem paleni. Wróciwszy do Rzymu, odziani w szkarłatne togi, Wespazjan i Tytus świętowali swój tryumf. Ulicami miasta przejeżdżały wozy wyładowane zrabowanymi w Jerozolimie wspaniałymi skarbami - było wśród nich również świątynne złote podium dla świec - oraz maszerowały kolumny skutych łańcuchami jeńców. Kiedy ta procesja dotarła do Forum, odbyła się ceremonialna egzekucja Szymona ben-Giorasa, przywódcy powstania, po czym tryumfatorzy opuścili Forum, by rozkoszować się wydaną dla nich i dla ich gości wystawną biesiadą.


Tymczasem w Palestynie grupy powstańców wciąż jeszcze broniły się przed Rzymianami w potężnych fortecach Heroda - Herodium, Machaerusie i Masadzie. Herodium zostało zdobyte stosunkowo łatwo, Machaerus się poddał, lecz Masada pozostawała w rękach zelotów, którymi dowodził Eleazar ben-Jair, potomek Judasza Galilejczyka. Wewnątrz tej arcypotężnej fortecy, zbudowanej na odosobnionym płaskowyżu, czterysta osiemdziesiąt metrów powyżej zachodniego brzegu Morza Martwego, zamkniętych było tysiąc mężczyzn, kobiet i dzieci. Rzymski gubernator, Flawiusz Silva, otoczył Masadę murem i zbudował rampę, która umożliwiała taranom próby zrobienia wyłomu w murze obronnym.
Zeloci usiłowali do tego nie dopuścić, lecz kiedy w pewnej chwili stało się jasne, że następnego dnia Rzymianie rozbiją mur, Eleazar przekonał swoich zwolenników, że lepiej będzie, jeśli zginą z własnej ręki, niżby mieli czekać, aż zamordują ich Rzymianie. Spaliwszy całe rodzinne mienie, każdy ojciec zabił swoich najbliższych, potem wylosowano dziesięciu mężczyzn, którzy zabili swych towarzyszy; na koniec losowanie wskazało tego jednego, który zabił pozostałą dziewiątkę, po czym padł na ostrze swego miecza.