Fleje

  • szt.
  • 13,90 zł
  • Niedostępny

NAKŁAD WYCZERPANY. NIE MA MOŻLIWOŚCI ZAKUPU KSIĄŻKI.

 

Dżdżownice w spagetti
Żaba w łóżku
Oko w piwie
Pan Fleja i pani Fleja robię sobie nawzajem wstrętne dowcipy; idę o zakład, że nie spotkaliście większych obrzydliwców. Idę o zakład, że nie spotkaliście większych obrzydliwców. Nigdy się nie myją, z ptaków robią zapiekankę i nienawidzą dzieci. Zajrzyjcie do środka, a dowiecie się, co wspaniałego wymyśliły na nich ptak Roly-Poly i małpy Hop-skoczki.

Rok wydania: 2005
Stron: 96
Oprawa: broszura
Format: 125/195
Pakowanie: 50
Tłumacz: Jerzy Łoziński

Fragment tekstu:


Włochate twarze

Iluż jest dzisiaj wszędzie mężczyzn o włochatych twarzach.
Kiedy włosy porosną komuś całą twarz, niepodobna powiedzieć, jak naprawdę wygląda.
Zresztą może o to mu chodzi: woli - żeby nikt nie wiedział.
Do tego jeszcze problem mycia.
Kiedy ktoś z owłosioną twarzą chce ją umyć, ma podobny problem jak my, kiedy chcemy umyć głowę.
Bardzo więc chciałbym dowiedzieć się kilku rzeczy. Jak często ci wszyscy włochacze myją twarz? Czy, tak jak my, tylko raz na tydzień, w sobotni wieczór? Czy korzystają wtedy z szamponu? Z suszarki do włosów? Używają specjalnych płynów, aby zapobiec wypadaniu włosów? Czy chodzą do fryzjera, aby przystrzyc sobie włosy na twarzach, czy też robią to sami w łazience, stojąc z nożyczkami przed lustrem?
Nie wiem. Kiedy jednak znowu zobaczycie jakąś owłosioną twarz (a pewnie wystarczy tylko wyjść na ulicę), przyjrzyjcie się jej uważniej i zadajcie sobie podobne pytania.
Pan Fleja

Pan Fleja był właśnie jednym z tych mężczyzn mocno zarośniętych na twarzy. Gęste włosy pokrywały ją całą z wyjątkiem czoła, oczu i nosa. Co więcej, niesfornymi kosmykami włosy sterczały nawet z dziurek od nosa i z uszu.
Pan Fleja był zdania, że bujne owłosienie nadaje mu wygląd mądry i dostojny, sam jednak ani mądry ani dostojny nie był. Pan Fleja był flejtuchem. Urodził się flejtuchem. A teraz, gdy dobiegał sześćdziesiątki, był nawet większym flejtuchem niż w całym swoim dotychczasowym życiu.
Włosy nie rosły na jego twarzy gładko i układnie, jak zazwyczaj rosną na twarzach innych mężczyzn. Sterczały na wszystkie strony niczym ze szczotki ryżowej.
A jak często pan Fleja mył swoje szczotkowate oblicze?
Odpowiedź brzmi: nigdy. Nawet w sobotę wieczorem.
A trwało to już od lat.


Brudne brody

Jak dobrze wiecie, na normalnej, nieowłosionej twarzy - jak moja czy wasza - pojawiają się smugi i plamy, jeśli nie myje się jej dostatecznie często, ale nie jest to jakoś specjalnie obrzydliwe. Wystarczy trochę wody oraz mydła - i po kłopocie.
Zupełnie inna sprawa jest z owłosioną twarzą. Do włosów przyczepiają się różne rzeczy, a przede wszystkim jedzenie. Różne na przykład tłuste resztki nadziewają się na włoski i pozostają na nich. Jeśli chodzi o mnie czy o was, wytrzemy twarz chusteczką i znowu wygląda mniej więcej w porządku, ale brodacz nie może tak postąpić.
Co więcej, odrobina uwagi wystarczy, byśmy jedli, nie brudząc sobie twarzy. Inaczej z włochaczami. Przy najbliższej okazji, kiedy zobaczycie posilającego się brodacza, przyjrzyjcie mu się uważnie - nawet jeśli będzie szeroko rozdziawiał usta, nie uda mu się umieścić widelca z gulaszem, łyżki z sosem pomidorowym czy łyżeczki z lodami tak, aby coś nie pozostało na włosach.
Co do pana Flei, to on nawet nie starał się otwierać ust szeroko. Dlatego (a pamiętajcie, że na dodatek się nie mył) w jego brodzie tkwiły setki pozostałości po śniadaniach, obiadach i kolacjach. Nie były nazbyt wielkie, podczas jedzenia bowiem pan Fleja od czasu do czasu obcierał twarz wierzchem dłoni czy rękawem. Gdybyście jednak dokładniej przyjrzeli się jego obliczu (chociaż nie wiem, czy na pewno byście chcieli), rozpoznalibyście małe, zaschnięte kawałki jajecznicy, szpinaku, keczupu, rybich paluszków, drobiowych wątróbek oraz wszystkich innych rzeczy, którymi pan Fleja lubił się odżywiać.


A gdybyście przypatrzyli się jeszcze dokładniej (uwaga na nosy, panie i panowie), gdybyście nachylili się nad wąsem porastającym górną wargę, z pewnością dostrzeglibyście trochę większe resztki, których nie usunął wierzch dłoni, a które przebywały tam od miesięcy: nadgniły ser pleśniowy, zbutwiałe płatki śniadaniowe, oślizgły ogonek sardynki.
Z tej zresztą przyczyny pan Fleja nigdy nie był bardzo głodny. Wystarczyło by przeciągnął językiem po włochatej okolicy warg, a zawsze tu czy tam znalazł jakiś smakowity kąsek.
Staram się wam dać do zrozumienia, że pan Fleja roztaczał wokół siebie nader nieprzyjemny zapach.
Ale nie tylko dlatego był obrzydliwy, jak zaraz się dowiecie.
Pani Fleja

Pani Fleja w niczym nie była lepsza od swego małżonka.
Nie miała, rzecz jasna, zarośniętej twarzy. Może zresztą i szkoda, gdyż wtedy różne jej wstrętne cechy nie rzucałyby się tak w oczy.
Spójrzcie tylko na nią.

Czy widzieliście kiedykolwiek wstrętniejszą kobietę? Bardzo wątpię.
Zabawne, że pani Fleja wcale nie urodziła się taka wstrętna. W młodości miała całkiem ładna twarz. Dopiero z wiekiem zaczęła brzydnąć.
A dlaczego? Zaraz wam odpowiem.
Kiedy ktoś ma brzydkie myśli, zaczyna się to odzwierciedlać na jego twarzy. A jeśli ktoś takie wstrętne myśli ma każdego dnia i tygodnia rok po roku, to staje się coraz brzydszy, aż wreszcie trudno znieść jego widok.

Osoba, która ma piękne myśli, nigdy nie będzie brzydka. Może mieć haczykowaty nos, krzywe usta, podwójny podbródek i wystające zęby, jeśli jednak ma ładne myśli, niczym promienie słoneczne będą one rozświetlały twarz, która zawsze będzie wyglądać przyjemnie.
Twarzy pani Flei nic nie rozświetlało.
W prawej ręce trzymała laskę. Mówiła wszystkim, że to z powodu narośli na lewej stopie, które sprawiają jej ból przy chodzeniu, ale prawdziwą przyczyną było to, że laską mogła walić na lewo i prawo, okładając koty, psy i dzieci.
No i jeszcze to szklane oko.
Pani Fleja miała szklane oko, które zawsze patrzyło w inną stronę niż zdrowe.

Szklane oko

Ze szklanym okiem można wyczyniać różne sztuczki, na przykład wyjmować je z głowy i wkładać z powrotem, ilekroć ma się na to ochotę. Idę o zakład, że pani Fleja znała wszystkie te sztuczki.
Któregoś ranka wyjęła swoje szklane oko i kiedy mąż nie patrzył, wrzuciła mu je do kufla z piwem.
Pan Fleja popijał piwo wolno i z przyjemnością. Piana utworzyła na włosach wokół ust białą obwódkę. Obtarł ją rękawem, który potem wyczyścił o spodnie.
- Coś kombinujesz - powiedziała pani Fleja, odwrócona do męża plecami, aby nie dostrzegł, że jeden oczodół ma pusty. - Zawsze, kiedy siedzisz tak cicho, coś sobie obmyślasz.
I miała rację. Pan Fleja myślał ze wszystkich sił, jaki by tu brzydki kawał wykręcić żonie.
- Lepiej uważaj - ciągnęła pani Fleja - bo kiedy widzę, że zaczynasz kombinować, nie spuszczam z ciebie oka.
- Och, zamknij się - burknął pan Fleja. Popijał piwo i dalej myślał zawzięcie, jak by tu uprzykrzyć życie swojej połowicy.
Podniósł kufel, ale kiedy pociągnął ostatni łyk piwa, znienacka zobaczył na dnie wpatrzone w siebie szklane oko. Z wrażenia aż podskoczył na krześle.
- Ostrzegałam się - triumfalnie zatrajkotała pani Fleja. - Mam oczy wszędzie, więc lepiej uważaj.

Żaba

Aby odpłacić żonie za kawał ze szklanym okiem, pan Fleja postanowił podrzucić jej do łóżka żabę.
Wyszedł nad pobliski staw, złapał wielką ropuchę, schował do pudełka i w tajemnicy przyniósł do domu.
Wieczorem, kiedy pani Fleja przygotowywała się w łazience do snu, wsunął ropuchę do pościeli, sam ułożył się w swoim łóżku i czekał, aż zacznie się zabawa.
Pani Fleja wróciła do pokoju, położyła się do łóżka i zgasiła światło. Leżała w ciemności i masowała brzuch, który ją rozbolał. Tak najczęściej jest ze starymi wiedźmami.
Nagle poczuła, jak coś śliskiego i zimnego przesuwa się po jej stopie. Wrzasnęła.
- Co ty wyprawiasz? - spytał pan Fleja.
- Na pomoc! - darła się jego żona, kręcąc się w kółko. - Coś tu jest u mnie w łóżku!!!
- Obawiam się, że to ten ogromny Przeżerak, którego przed chwilą widziałem na podłodze.
- Coooo takiego? - zawyła histerycznie pani Fleja.
- Chciałem go ukatrupić, ale mi uciekł - ciągnął pan Fleja. - Miał zębiska jak śrubokręty!
- Ratunku! Pomocy! - krzyczała pani Fleja. - Siedzi mi na nodze!!!
- Odgryzie ci palce albo jeszcze gorzej - powiedział ze złośliwą radością jej małżonek.
Pani Fleja zemdlała.
Pan Fleja wstał z łóżka i przyniósł dzbanek zimnej wody, którą wylał na głowę żonie, aby się ocknęła. Ropucha tymczasem wysunęła się spod pościeli, bo chciała się znaleźć jak najbliżej wody, i zaczęła skakać po poduszce. Ropuchy, jak wszystkie żaby, przepadają za wodą. Ta bawiła się świetnie.
W momencie, kiedy pani Fleja odzyskała przytomność, ropucha skoczyła jej wprost na twarz. Nikomu z was coś takiego w środku nocy to by się nie spodobało, możecie mi wierzyć. Pani Fleja znowu wrzasnęła.
- Do diaska, to naprawdę Przeżerak! - zawołał z udaną zgrozą w głosie pan Fleja. - Teraz jeszcze odgryzie ci nos!!!
Pani Fleja wyskoczyła z łóżka, z krzykiem zbiegła na parter i resztę nocy spędziła na sofie. Ropucha natomiast wygodnie ułożyła się na poduszce.