Uki włóż

  • szt.
  • 9,90 zł
  • Niedostępny

Pan Hoppy, emerytowany nauczyciel kryje się z uczuciem do uroczej sąsiadki, pani Silver, która na nieszczęście serce swe ofiarowała komu innemu: Alfiemu, jej ulubionemu żółwiowi. Pan Hoppy aby pokonać rywala i zdobyć sobie miłość pani Silver, obmyśla wielką intrygę, która was rozbawi, zaskoczy, zadziwi zagadką, a także wprowadzi na scenę sto czterdzieści żółwi małych i dużych.

Rodzice Roalda Dahla byli Norwegami, on zaś sam urodził się w Walii w roku 1916. Do szkoły uczęszczał w Repton. Podczas Drugiej Wojny Światowej był pilotem myśliwca w RAF, a karierę pisarza zaczął od pisania wspomnień z tamtych czasów. Jego niezwykle popularne książki dla dzieci czytane są na całym świecie. Umarł w listopadzie 1990 roku.
Quentin Blake jest dobrze znany jako ilustrator większości książek Roalda Dahla, ale i sam tworzył książki rysunkowe takie jak Mister Magnolia czy Zagazoo. Od roku 1999 d0 2001 otrzymywał pierwszą nagrodę w konkursie Laureat Dzieci.

Rok wydania: 2005
Stron: 64
Format: 125/195
Oprawa: broszura
Pakowanie: 30
Tłumacz: Jerzy Łoziński

Fragment tekstu:

Od autora

 

Lata temu, gdy moje dzieci były jeszcze małe, trzymaliśmy w ogrodzie żółwia albo parkę żółwi; w tamtych czasach było to bardzo częste. Całkiem tanio można było kupić żółwie w sklepach zoologicznych, a poza tym należały one chyba do najmniej kłopotliwych ze wszystkich zwierząt domowych i kompletnie nieszkodliwych.
Żółwie całymi tysiącami przywożono do Anglii w wielkich skrzyniach, a pochodziły głównie z pół- nocnej Afryki. Ustanowiono jednak prawo zakazujące przywozu żółwi do Anglii. Nie chodziło bynajmniej o to, aby nas chronić - małe żółwie nie stanowią bowiem zagrożenia dla nikogo - ale o nie same. Otóż kupcy zwykli całymi setkami trzymać je ściśnięte w skrzyniach bez jedzenia i picia i w tych straszliwych warunkach wiele z nich ginęło podczas morskiej podróży. Aby więc nie pozwolić na to okrucieństwo, rząd wolał zabronić w ogóle sprowadzania żółwi.
Historia, o której tutaj przeczytacie, wydarzyła się w tych latach, gdy bez problemu można było sobie kupić w sklepie miłego żółwika.

 

 

UKI WŁÓŻ

Pan Hoppy zajmował niewielkie mieszkanko w wysokim betonowym bloku. Mieszkał sam. Zawsze był samotny, co szczególnie doskwierało mu zwłaszcza teraz, gdy przeszedł na emeryturę.
Pan Hoppy miał w życiu dwie miłości. Pierwszą były kwiaty rosnące u niego na balkonie. Rosły w donicach, koszach i skrzynkach, a w lecie cały balkon wprost mienił się kolorami.
Drugą miłość pan Hoppy skrywał w głębi serca.

Balkon piętro niżej był znacznie szerszy od balkonu pana Hoppy'ego, tak więc pan Hoppy zawsze dobrze widział, co dzieje się pod nim. A balkon ów należał do atrakcyjnej damy w średnim wieku, pani Silver. Była ona wdową i także mieszkała sama. A chociaż nic o tym nie wiedziała, to ona była drugą miłością pana Hoppy'ego. Od wielu lat kochał się w niej z wysokości swego balkonu, ponieważ jednak był bardzo nieśmiały, więc nigdy nawet najmniejszym gestem nie zdradził jej swych uczuć.
Każdego ranka pan Hoppy i pani Silver wymieniali opinie na tematy polityczne, jedno patrząc w dół, drugie - w górę, nigdy jednak nie posunęli się ani odrobinę dalej. Balkony dzieliło nie więcej niż kilka jardów, ale panu Hoppy'emu wydawały się one milionami mil. Marzył o tym, by zaprosić panią Silver do siebie na filiżankę herbaty i ciasteczka, ale ilekroć już, już miał coś powiedzieć, nagle brakło mu odwagi. Jak wspomniałem, był on bardzo, bardzo nieśmiałym człowiekiem.
Ach, gdyby tylko, powtarzał sobie ciągle, gdyby tylko udało mu się dokonać czegoś niezwykłego, na przykład gdyby uratował pani Silver życie albo wyrwał ją z łap uzbrojonych bandytów, albo zrobił coś równie bohaterskiego. Ach, gdyby tylko…
Tymczasem kłopot z panią Silver polegał na tym, iż swoje serce oddała już komuś innemu, a tym kimś był mały żółw imieniem Alfie. Każdego dnia, kiedy pan Hoppy spoglądał ze swojego balkonu, widział, jak pani Silver szeptała jakieś czułości i gładziła pancerz Alfiego, co wywoływało w nim absurdalną zazdrość. Mówiąc szczerze, nie miałby nic przeciwko temu, żeby zostać żółwiem, gdyby tylko każdego dnia pani Silver gładziła go po pancerzu i szeptała miłe słówka.

Alfie od lat był u pani Silver i na jej balkonie spędzał cały rok, czy to lato, czy zima. Na dole balustrada balkonowa była zabezpieczona płótnem, tak by Alfie nie mógł spaść na ziemię. W jednym kącie stał mały domek, dokąd żółw wpełzał na noc, aby nie marznąć.
Gdy w listopadzie zbliżały się chłody, pani Silver wykładała domek sianem, Alfie głęboko się w nim zakopywał i zapadał w sen na całe miesiące, bez jedzenia i wody. Nazywa się to hibernacją.

Wczesną wiosną, kiedy poprzez pancerz wyczuwał cieplejsze powietrze, budził się, wygrzebywał się z siana i bardzo powoli wypełzał na balkon, a pani Silver witała go wiwatami, klaskaniem w dłonie i okrzykami:
- Och, kochanie, jak dobrze, że znowu jesteś! Jakżeż za tobą tęskniłam!
A w takich chwilach pan Hoppy jak nigdy dotąd pragnął  zamienić się z Alfiem i zostać żółwiem.

I tak oto zbliżamy się do pewnego pięknego poranka majowego, kiedy to wydarzyło się coś, co
zupełnie odmieniło życie pana Hoppy'ego i nim wstrząsnęło.
Otóż wyszedłszy na balkon, zobaczył, jak pani Silver podaje Alfiemu śniadanie.
- Tutaj, skarbeńku, listek sałaty, tutaj plasterek pomidora, a tutaj nać selera - mówiła.
- Dzień dobry, pani Silver - odezwał się pan Hoppy. - Alfie naprawdę świetnie dzisiaj
wygląda.
Pani Silver uniosła głowę i rozpromieniona spojrzała na niego.
- Cudowny, prawda?!

- Cudowny, istotnie - zgodził się pan Hoppy, chociaż wcale tak nie myślał. Patrząc na uśmiechniętą twarz pani Silver, po raz nie wiadomo który rozpamiętywał, jaka też jest piękna, słodka, czuła i delikatna, a jego serce przepełniała miłość.